driada
zeszła do niego po strudze światła,
odziana jedynie w aromat bzu,
dłoń chłodna kładąc na rozgrzanym czole
i uśmiechając sie kącikiem ust..
z czułościa patrząc na twarz uśpioną,
bawiła się miękkich włosów kosmykiem,
gładziła skórę swa smukłą dłonią,
perspirującą pod jej dotykiem..
pierś się wznosiła już szybszym rytmem,
usta otwarły, szukając oddechu,
a palce driady tańczyły bezwstydnie
na wilgotnej skórze - wciąż bez
pośpiechu
przykryła go sobą, chcąc poczuć tę
skórę,
lecz właśnie w tej chwili on otworzył
oczy..
strwożona, speszona, wzbiła się w górę,
bo nikt do dziś driady nie zauroczył..
.............................
on śnił swój sen dalej, choć bez jej
udziału,
a ona - spłoszona wciąż drżała w
nicości,
bo wciąż jego oczy wszędzie widziała,
a wnich płomienie, jarzące w ciemności..
łamiąc ezoteryczne zasady,
zdesperowana i rozkochana,
najsroższej pragnie dopuścić się
zdrady..
i wrócić do niego..
i być..
choć do rana..
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.