Droga do domu
Jest noc. Za horyzontem słońce się
schowało,
Lecz pada śnieg i wokół, mimo wszystko,
biało,
Przez wir tańczących płatków, tak białych,
jak mleko
Widzę pomarańczowe światełko daleko.
Pokazuje mi drogę przez śniegu tumany.
Czy to dom – ten z którego ojciec był
wygnany?
Wystarczy przymknąć oczy, wpatrzyć się w
dal białą
I już widzę jadalnię, w niej rodzinę
całą.
Jest szopka pod choinką, kolacja na
stole,
Mama przy fortepianie – płyną dźwięki
kolęd,
A dziadkowie się kłócą. Rzecz to przecież
znana,
Że jeden woli Ziuka, a drugi Romana.
Babcia cioci Marysi tłumaczy skupiona,
W jaki sposób jest z ciocią Maud
skoligacona...
Widzę nie tylko ludzi, lecz także psów
parę:
Jest Alma, Muruś, Topcio, Bryś, Aksel i
Kares.
Domownicy nie wiedzą, jacy są
szczęśliwi:
Wszyscy w domu rodzinnym, no i wszyscy
żywi.
A ja przyspieszam kroku, a ja mam
nadzieję,
Że też w końcu tam dojdę przez śnieg i
zawieję.
Komentarze (18)
Piękny bardzo.
Też jak zamknę oczy to Je widzę, Ich.
Śmiejących się.
Z wielką przyjemnością przeczytałam,
Twój ciekawy, piękny tekst.
Dobranoc Michale:))
Smutna tematyka, ale pięknie, obrazowo
i wspomnieniowo podana.
Dobranoc