Dwie tęcze......dwie drogi...
Nie usiądziesz ze mną w śród kwiatów na
łące,
w oczach mam ciągle łzy na rzęsach
drgające.
Wciąż ciemnym kirem oczy zasnute,
a serce żalem, jak łańcuchem skute.
Nie błądzisz ze mną w śród łąk
zielonych,
nie ujrzysz blasku w mych oczach
zamglonych.
Gdy ty odszedłeś...niebo się zamknęło,
Boże - wybacz.....to Twoje dzieło !
Wtem ciemne chmury niebo przykryły...czy
słyszysz?
To w środku dnia.....w środku ciszy...
Deszczem żalu się rozpadało...żałością
powiało,
cierpieniem ściśnięte, samotne serce
załkało.
Już w słońcu błyszczą deszczu kropelki,
tęcza, cudna tęcza zatacza krąg wielki.
Z jednej strony ołwiane chmury nad ziemia
zawisły,
a już na horyzoncie druga tęcza
błyszczy.
Stałam...tym widokiem
olśniona...urzeczona.
To twoja i moja droga...tam w górze
zawieszona.
Do ciebie biegnę po ziemskiej drodze pod
sklepieniem tęczy,
już radość mam w sercu, smutek mnie nie
dręczy.
Wyciągnąłeś rękę...już idziemy przez marzeń
zieloną łąkę,
ocierasz łzy i smutku tęsknoty rozłąkę.
Lecz na nieboskłonie twa tęcza znika...
kona,
moja tęcza wciąż lśni...a ja stoję ...znów
zrozpaczona.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.