Dziecko miasta
Napisane po śmierci Przyjaciela. Śp. Piotra.
Brudne ulice dzielnic,
rozbite szkło, butelki.
Wśród nich człowiek maleńki,
w szponach poniewierki.
Niezrozumienie, w oczach ból,
bez miłości serce pękło wpół.
Alkohol rodzinę jego truł,
jak wyrzutek w domu się czuł.
Nikt nim się nie interesował,
uczucia głęboko schował.
Żal i złość to jego serca opał,
nocami w samotności szlochał.
Miał kilkanaście lat życia,
blask słońca nie zachwycał.
Twardy beton i ulica,
w oczach znieczulica.
Sam musiał o siebie zadbać,
tańczył jakby taniec diabła.
Wokół wszędzie widziadła,
młoda dusza w sidła wpadła.
Był dzieckiem miasta,
wśród jego brudów wzrastał.
Los nigdy go nie głaskał,
na twarzy wciąż maska.
I choć tańczył ten taniec,
jak na nóg połamanie.
To w duszy krzyczał, Panie
ratuj mnie nim się stanie.
Nim nadejdzie zatracenie,
sam już siebie nie był pewien.
Serce utopione w gniewie,
wiecznej miłości potrzebie.
Chodził po tym świecie,
lat trzydzieści siedem.
W głowie miał zaćmienie,
widział szare cienie.
Zatracenie nadeszło,
wziął grubą linę, krzesło.
Spojrzał w swoją przeszłość,
i wszystko w cień odeszło.
Komentarze (4)
Dziękuję za komentarze.
Pozdrawiam :)
Wzruszająco...
pozdrawiam ciepło
Strasznie przejmujący wiersz...
Wzruszający wiersz, pomilczę...