Dziewczyny, nie oddalajcie się...
Lato nastało, więc odpowiedni fragment z mojej książki jak znalazł ;)
(...)
Zostawiłem siostrę na kocu, aby oprócz
chwytania opalenizny pilnowała moich
osobistych rzeczy, a sam wszedłem do
Bałtyku. Planowałem popływać przez półtorej
godziny. Oddaliłem się pięćset metrów od
brzegu i skręciłem na zachód, w stronę
oddalonego o ponad cztery kilometry
Międzywodzia, utrzymując równą odległość od
plaży. Dobrze się czułem, rozpierała mnie
energia, nikt nie przeszkadzał, więc
postanowiłem popłynąć kawałek dalej. Potem
jeszcze kawałek i jeszcze trochę… a kiedy w
oddali dojrzałem zabudowania miejscowości,
szkoda było nie dopłynąć. Przecież, kiedy
już widoczna jest meta, nie rezygnuje się
metr przed nią – ambicja nie pozwala.
Dotarłem bez problemów do pierwszych domów
i skręciłem w stronę plaży. Byłem
zadowolony, że ponad cztery kilometry
pokonałem bez oznak większego zmęczenia. Po
kilku minutach doznałem jednak dziwnego
odczucia, że zamiast być bliżej brzegu,
oddaliłem się od niego. „Omamy mnie
dopadły? Przecież nie jestem na pustyni,
tylko przeciwnie” – w pierwszej chwili się
lekko zdziwiłem.
Jednak po następnych kilku minutach
przestałem sam siebie posądzać o złudzenia
optyczne – plaża wyraźnie była już dużo
dalej. „Co jest?” Zacząłem energicznie
wiosłować rękoma, ale efektu nie
zauważyłem. Chłodny dreszcz przeszedł mi
przez ciało, gdyż nigdy nie spotkałem się z
takim zjawiskiem, a przecież z wodą byłem
obyty od małego dziecka.
Niebezpieczeństwo u jednych ludzi wywołuje
panikę, drugim wyostrza zmysły i działa jak
katalizator. Na szczęście natura chyba
przydzieliła mnie do drugiej grupy, gdyż
uruchomiła się zwiększona aktywność dość
małego, ale wielce przydatnego organu,
upakowanego tak ciasno pod kopułką czaszki,
że jedynie silne pomarszczenie pozwoliło mu
się tam zmieścić. Przydał się ten osobisty
organ. Wreszcie domyśliłem się, że
przyczyną oddalania się od brzegu jest
krótka fala, podpływająca od tyłu pode
mnie. Była tak zdradliwa, że najpierw
podnosiła do góry, ale następnie spływałem
po jej dłuższym, łagodniejszym grzbiecie w
przeciwnym kierunku od zamierzonego przeze
mnie.
Po kilku próbach znalazłem rozwiązanie –
kiedy fala podpływała, lekko nurkowałem
tak, aby przeszła nade mną. Następnie
wynurzałem się i szybko kilka razy
wymachiwałem ramionami do czasu
podpłynięcia kolejnej. Po kilku długich
minutach z nieukrywaną radością zauważyłem,
że brzeg przestał się oddalać, a nawet
jakby się zbliżył. Nie minął kwadrans, a
już byłem tego pewny. „Będę żył!” –
pomyślałem z ulgą.
Po półgodzinie wyszedłem wreszcie na
nadmorski piasek plaży w Międzywodziu. Ten
krótki odcinek do brzegu dał mi jednak
porządnie w kość, nie wspominając o
początkowym stresie. Usiadłem na chwilę na
piasku, aby odpocząć. Kiedy jednak
dowiedziałem się od plażowicza, która jest
już godzina, zaniepokoiłem się lekko. Za
pół godziny rozpoczynała się kolacja, a
znalazłem się ponad cztery kilometry od
macierzystej plaży i jeszcze kilometr do
ośrodka wczasowego. „Jasny gwint! W wodzie
przebywałem ponad trzy godziny, a siostrze
mówiłem o maksimum półtorej. Chyba się nie
denerwuje, wie, że potrafię pływać. Chociaż
dzisiaj dość mocno przeciągnąłem czas, a z
zasady trzymałem się tego, co powiedziałem
przed wypłynięciem” – dopadły mnie lekkie
wyrzuty sumienia.
„A tam! Na pewno Tereska się nie denerwuje.
Przecież nie ma powodu do tego…” –
Przestałem deliberować i zacząłem biec
brzegiem morza. Po niecałej półgodzinie
byłem już na miejscu i skręciłem pod wydmę,
gdzie rozłożyliśmy się z siostrą na kocu.
Dobiegłem i zatrzymałem się zdziwiony. Nie
było jej, chociaż leżały nasze rzeczy. „Co
jest"? Trochę się zdenerwowałem. To nie
było podobne do Tereski. „Co się jej stało?
Nic nie powiedziała i tak gdzieś sobie
poszła? A może kąpie się? Ale dlaczego mnie
nie uprzedziła?! Zawsze przecież tak
robiła. Mogła chwilę jeszcze poczekać i
byłbym spokojny…” – mój niepokój rósł z
minuty na minutę.
Zacząłem się rozglądać. „Uff…” –
westchnąłem z ulgą, gdyż szybko ją
dojrzałem. Stała na samym brzegu i wyraźnie
wypatrywała czegoś na morzu, osłaniając
dłonią oczy. Zacząłem przepatrywać horyzont
morza, ale nie dojrzałem żadnego statku ani
nawet żaglówki. „Na co Tereska tak
wytrzeszcza oczy? A tam, nieważne. Ważne,
że się odnalazła. A już zacząłem się o nią
niepokoić”… Podbiegłem do niej truchtem, od
tyłu.
– Cześć, Tereska – wesoło krzyknąłem. – Co
tam tak wypatrujesz? Bornholmu nie
dojrzysz.
– O Matko Boska! – Siostra gwałtownie
zasłoniła usta dłonią i rozszerzyła oczy. –
Żyjesz?!
– A czemu nie miałbym żyć? –
odpowiedziałem, starając się nadać głosowi
lekki ton. „Czyżby jednak siostrunia się
trochę niepokoiła? Ale przecież nie było
czego”. Nie wyglądała na zdenerwowaną,
tylko na… bardzo zdenerwowaną. „Chyba nie
rozpocznie niepotrzebnej tyrady? Jestem,
więc powód do jej nerwów już minął. Dłużej
popływałem, niż chciałem, ale przecież nie
mogłem zatelefonować z morza i powiadomić o
trochę późniejszym powrocie”.
Jakbym nie znał siostry…
– To ty sobie wypływasz na tyle czasu, a
miałeś wrócić już dawno temu! – krzyknęła
tak głośno, aż plażowicze z sąsiedztwa się
obejrzeli. – Chodzę, stoję, wypatruję, a
ciebie nigdzie w wodzie nie widać! Resztki
nerwów mi poszły! – Głęboko odetchnęła i
dokrzyczała: – Mówiłeś, że płyniesz na
godzinę, półtorej!
– Dobra, no byłem troszkę dłużej. Ale tak
dobrze mi się pływało, że…
– Że co?! Że musiałeś mi nerwy postrzępić?!
Nie mogłeś wrócić o czasie i później
jeszcze popływać?!
– W porządku, w porządku, ale jestem, więc
po co dalej gadać o tym? Chodź,
siostrzyczko, bo nam kolacji nie wydadzą.
Widzisz, na czas żarełka przecież
zdążyłem.
Tereska coś tam jeszcze nadawała, ale
starałem się jej pretensje luźno
przepuszczać między jednym uchem a drugim
tak, aby niepotrzebnie nie zaśmiecać
własnej pamięci. „Swoje już powiedziała, to
po co dalej język strzępić, w kółko Macieju
to samo powtarzać? Ech, te kobiety, nigdy
nie skończą, dopóki się nie wygadają”.
(...)
Komentarze (16)
Fajnie, że się spodobał ten fragment, Kazapie.
Pozdrówka :)
witaj
z wielka przyjemnością przeczytałem urywek z Twojej
nadmorskiej opowieści
serdeczności
Anno2, na szczęście nigdy mnie nie ogarnia panika wq
chwilach kryzysowych, obojętnie czego dotyczą.
Przeciwnie.
To stare dzieje...
Mam trochę rodzeństwa i... tak, to jest szczęście ich
mieć.
Olu, wiem o zdradliwości fal morskich. Teraz wiem.
Wtedy miałem 22 lata i przygotowywałem się do egzaminu
na "żółty czepek". B. rzadko pływałem w morzu, w
ogromnej większości w jeziorze, które jest dużo
bezpieczniejsze. Od tamtego zdarzenia pływam z
"marginesem bezpieczeństwa". Coś mnie nauczyło :)
Ocvzywiście, że wiem powód nerwów siostry. Słusznych
nerwów. Tylko w opowiadniu przedstawiłem w odmienny
sposób, lekko żartobliwie. Po latach mogę :)
Pozdrawiam.
Gratuluję opanowania paniki w wodzie.
A dalej to zmyłabym chętnie Tobie głowę.
I tak jeszcze- szczęściarzem jesteś mając Siostrę.
Powiem tylko, że miałeś więcej szczęścia niż rozumu?
Nie rozumiem Twojego podejścia do siostry, która o
Ciebie bardzo martwiła się i nie powiesz, że bez
powodu?
Sam stwierdziłeś będąc w wodzie, że musisz próbować,
aby wrócić na ląd i co najważniejsze udało się? Jak
wiem wielki wysiłek włożyłeś, aby to osiągnąć, 3H w
wodzie musiałeś wyjść padnięty???
Wiem, o czym mówisz ja przy takiej fali topiłam się,
nie spanikowałam i udało mi się...
Stereotyp o morskich fala jest taki, że fala zawsze
wyrzuca na brzeg? Nic mylnego są takie fale, które
najpierw wciągają w morze, którą ty miałeś okazję
poznać.
Takie fale to pływy morskie...
Więcej pokory dla żywiołu, życia i siostry...
Przepraszam za mój osobisty komentarz.
Pozdrawiam Ola.
JoViSkA, i Ty contra me?! Wiem, wiem...
Pływam do dzisiaj na długie dystanse, ale bezpiecznie
i właściwie tylko w jeziorze :)
Pozdrawiam również :)
Krzemanko, dawne dzieje... ale za to po latach mogłem
zrobić opowiadanko ;)
Również miłego wieczoru :)
Anno, wiem :) Wtedy jeszcze byłem młodzieńcem, teraz
już dojrzałym człekiem :)
Też bym Ci zrobiła awanturę gdybym była na jej
miejscu, mało to wypadków utonięć zdarza się nad
morzem? hm! :))) pozdrawiam i cieszę się, że nie
wpadłeś w panikę i udało ci się wykaraskać z opresji
:)
Ciekawa opowieść. Gdybym była na miejscu Tereski, nie
dałabym się tak łatwo udobruchać. Miłego wieczoru
zetbeko:)
trzyma z napięciu. (I Ty się dziwisz, że się
denerwowała, a potem dała upust emocjom??!!)
O, Waldi! Mamy podobnie, z paniami trzeba
delikatnie... ;)
Angel Boy, takie mamy już życie - my, chłopy. Ciągle
musimy pilnować naszych połowic, aby nie strzelił im
do głowy jakiś pomysł, który nam nerwy popsuje... ;)
Również pozdrawiam :)
i bardzo dobrze ...też staram się nie zadrażniać
sytuacji ...