evviva larte albo prawdziwie...
najpierw
skrupulatnie przejrzy oręż:
z tym do leszcza, z tym do płotki,
zaopatrzy się w przynętę:
tu dżdżowniczki, tam ochotki..
wtedy
gotów wybrać miejsce zbrodni,
mając już techniczne wsparcie:
tu zbyt płytko, nurt za szybki,
tu przeoczą haczyk rybki..
potem
kiedy już się usadowi
pewien siebie, z miną srogą,
hojnie karmą tak je kusi,
że aż woda zmętnieć musi..
później
z papieroska dymkiem w oku
(obie ręce mu potrzebne)
obserwuje szczytóweczkę,
a na haczyk drugiej wędki
gładko wbija rosóweczkę..
wreszcie
gdy już wpadnie mu maleństwo,
delikatnie wyjmie drucik,
losem rybki się przejmując,
cmoknie w łepek, wodzie zwróci..
puenta
bo ten wędkarz - Casanova
polować będzie, dopóki
żądne haka będą rybki,
jednak on... tylko dla sztuki
ten wiersz jest jedną wielką metaforą i dedykuję ją mojemu wędkarzowi... ;)
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.