Gniazdo
Nie obcałowałam słonecznych poranków,
nie szukałam światła w mlecznych mgłach,
nie obejmowałam brzóz przeczystej mocy,
ale krok za krokiem weszłam w strach.
Nie ufałam słońcu, że prawdziwie
wschodzi,
niebu, że błękity niespożyte
śle w godzinę czarną niemo pochylonym,
szansy nie widziałam bladym świtem.
Nie wierzyłam gwiazdom, że spełniają
cuda,
że w ramionach spokój mieszka twoich,
że się jeszcze mogą odnajdywać usta
latem zagubione w zdaniach mroźnych.
Lecz na przekór ptakom czarnym i
drapieżnym
smolistym krakaniom zabrzmiał świergot,
kiedy?... nie pamiętam – kontury w
gałęziach
szczęścia zamieszkały, a my w
dźwiękach...
Komentarze (49)
Wiersz, który odbiorcy nie pozostawia obojętnym.
Pozdrawiam.
Dobrze, gdy szczęście pojawia się na przekór, gdy w
nie wierzymy,
podoba mi się optymizm wiersza i jego forma również.
Miłej reszty niedzieli życzę Marcepanko :)
Taka z peelki przekorna kobieta
miłego dnia:)
Niby nie szukałam, a w gałęziach były,
dźwięki wiekuiste z serc je wyzwoliły.
Pozdrawiam Mariolko, piękny wiersz uwikłany w kobiecą
przekorę.