Gobi
Singing sands
szukała szczęścia odeszło
razem z latem
nie udało się schwytać
niewyraźny cień wciąż się kołysze
na ścianach jurty
podałeś dłoń
szła zahipnotyzowana
przez pustynię Gobi
wiódł atlasowy szlak
zasłuchana w oktawy
śpiewających wydm
sięgała po kres
inny świat nie gwarantuje nic
poplątała drogi
węzeł zadzierzgnięty
jak rozplątać czas
&
wyobraźnia potrafi
płatać harce
echo niosło
przysięgi i zaklęcia
nie rozumiała nic
chociaż wtórowało do znudzenia
skaliste rzeźby
niczym przydrożne kapliczki
wymuskane przez słońce
kłaniały się kusząc
ceglastą barwą
szczelinami wstającego dnia
wdzierał się zapach
dopiero co pączkujących
pocałunków
budziła ziemię
wplatając świt w warkocze
mówiłeś trzeba wierzyć
wszystko koduje echo
tylko gdzie szukać słów
które więzi wiatr
itd...
Komentarze (16)
Przepięknie!
Malachitowa zieleń oazy...
Odbieram wiersze jako poetyckie reportaże...
Pięknie chłonie się treść, opisy zachwycają.
Pozdrawiam serdecznie