Gordyjski koszmar
Ten statek zaczął tonąć, a wraz z nim cała
orkiestra
wszyscy uciekli do szalup gdy woda
wdzierała się na pokład
a ja klęczę przywiązany do masztu
nie robię nic żeby się ratować
spowiadam się, rozebrany, węzły wbijają się
w moje kości
brakuje mi tchu, brakuję mi siły by
przestać czuć...
co zrobić aby zniknąć, rozpłynąć się bądź
rozpuścić?
wsiąknąć w czarną otchłań...
kolejna fala uderza w moje ciało, zmywa
krew, oczyszcza mnie
księżyc świeci prosto w twarz...to
przesłuchanie już trwa...
dlaczego krzywdzisz? dlaczego jesteś
kłamcą?
nie odpowiem...nie potrafię...
szczęście mnie opuściło...nie wróci w
znanej mi formie...o ile kiedyś
powróci...
duszę się, nie mogę krzyczeć, nie mogę
zrozumieć tego co się z nami stało
i widzę jak te uczucia dryfują, jak
odpływają w dal
poza horyzont, na drugą stronę światła
kim się stałem? czy to przez ciebie?
jest mi zimno, nie ma płomieni, które
ogrzałyby me serce...
ono zamienia się w lód, wieczną
zmarzlinę...
przeobraża się w głaz, ja staję się
kamieniem...
wyobrażam sobie swój upadek, jak wyglądam
spadając na dno,
prostuję nogi wbijając się w grząskie
błoto, przekopuję się przez nie...
wypełnia me wnętrze, wdziera się przez
usta, brudzi moją dusze...
dlaczego nie potrafisz mnie wysłuchać?
żyjesz fantazją, złudnym odbiciem
rzeczywistości, ideałami, które nic nie
znaczą
a ja zabijam w sobie nienawiść, niszczę ją
w zalążku, marnuję energię, spalam
się...
i każda iskra, która chce mnie oświetlić
będzie skazana na potępienie, a każda
latarnia, która daje światło będzie musiała
zgasnąć...
a statek wciąż nabiera wody, już wkrótce
spadnie w odmęty wspomnień...
gdzieś tam słychać śpiew syren, mamią mnie
swą słodką karmą...
mnie i tak już wszystko jedno...
czy tego chciałaś? czy to cię
uszczęśliwia?
słyszę twój głos, to jak puste echo, odbija
się od wzburzonych fal, od niewidzialnej
zimnej ściany...
jestem zmęczony, jestem wrakiem,
jednorazowym bohaterem dnia, odbiciem z
rozbitego lustra...
takim się stałem...miesiące agresji
tłumionej przez miłość...
zwątpiłem w ciebie, zwątpiłem w nasze
życie...i nie chcę już tutaj być...
rozetnijcie te węzły, jednym cięciem
noża...ten gordyjski koszmar...
nie dbam o rany i nie chcę litości...
cały drżę, fizyczny ból, psychiczna
tortura, tanie emocje najgorszego sortu
ten relatywizm mnie wykończy, zniekształci
moją wizję postrzegania...
lecz wiem, że jest jedna cząstka mnie, taka
dobra i niewinna
ta, która patrzy na mnie i czuje, że zawszę
będę, nigdy jej nie opuszczę i nie
zawiodę...
lecz boję się jak nigdy wcześniej...o nią i
o siebie...
strach – najlepszy przyjaciel
człowieka...dodaje skrzydeł, ale też
odbiera nadzieję...
i statek przełamał się na pół
tonie, zabiera wszystko co znam...
widzę twoje oczy, tak znajome choć nic o
nich nie wiem...
takie nierealnie czułe i piękne...takie
inne od moich...
proszę...wymarz z nich mój obraz, nie patrz
na mnie, strzeż się, uciekaj...
bo ja utonę razem z tym statkiem,
przywiązany do masztu, na kolanach,
zgorzkniały i pełen frustracji
będę widmem tego kim mogłem być...
cieniem...porośnie mnie rafa...pokryje
rdza...pochłonie korozja...
zobaczysz i zrozumiesz...
ten statek zaczął tonąć, wraz z nim cała
orkiestra, szalupy odpłynęły...
a mnie pochłania woda, wypełnia płuca, nie
ma już czym oddychać...
zamykam oczy, nic nie słyszę, już nic nie
czuję...
w końcu znikam,
w końcu zasypiam
w końcu utonę...
i wsiąknę w czarną otchłań
na zawsze...
Then the unnamed feeling It comes alive Then the unnamed feeling Takes me away
Komentarze (1)
It's so warding and boring - sorry.