Grusza
Przy wjeździe od strony rzeki strzeże wsi
krzyż wysoki. Jego stare
brązowe ramiona tulą do siebie bzy i
jaśminy.
Tylko samotna grusza co z boku rośnie
zawstydzona. Chyli swe rozłożyste
konary.
- Gdzież ja!…
do tych błękitnych bzów, pachnących
jaśminów, które wieczorami
Majowymi odświętnie ubrane kołyszą się do
Litanii.
- Cóż ja!…
z moimi kwiatkami nielicznymi do ich
kwiecistych
płaszczów odświętnych.
Ucieczko grzesznych, Pocieszycielko
strapionych – szepnęła lękliwie. I dwie
żywiczne łzy wolniutko potoczyły się po
pomarszczonej korze.
Wiosna i lato przeszły. Przy ubolewaniach
ciężarnej gruszy. Trud dźwigania
jeszcze niedojrzałych owoców, Najświętszej
Panience polecała.
Wczesna jesień zawitała do wsi. Gdy pewnej
nocy, kiedy gospodarskie psy przysnęły
mała sarenka podeszła niepewnie do
krzyża.
Przyklękła przed nim na przednie nogi. By
leżącą przy nim słodką gruszkę zjeść.
Była już tu nie raz, znała to miejsce
od Matki.
Zrazu wyczuł ją pies z sąsiedztwa. I
szczekaniem przepłoszył nocnego gościa.
- Dola moja nie taka zła,
pomyślała grusza
kiedy nawet lud leśny przy krzyżu
przyklęka.
Kyrie elejson! Zaszumiało pośród soczystych
owoców.
Przysnęła szczęśliwa…
Komentarze (6)
Wspaniały obraz malowany słowami.Pozdrawiam.
Wspaniały obraz malowany słowami.Pozdrawiam.
Bardzo piekny i plastyczny tekst.. Bardzo lubię zapach
gruszy. Pozdrawiam :)
Bardzo ciekawie i ładnie napisane :) Pozdrawiam
fajna przypowieść- niektóre gesty można opacznie
odebrać. A swoją drogą- uwielbiam zapach kwiatów
gruszy.
Tekst oddaje głębokie przeżycia i emocje gruszy, która
obserwuje życie wokół siebie, doświadczając uczuć
smutku, lęku i ostatecznie pojednania.
(+)