Grzech ma smak mych ust...
skryta w nocy podążam do ciebie...
prześlizguję się śmiało
przez barierę cnotliwego życia
i dopadam cię bezbronnego
w swej niewinności...
szepczesz modlitwy, by ktoś cię
uratował,
a ja widzę jak twoja krew pulsuje
dodając ci rumieńców i kształtom
pościeli...
mówisz słodkie "nie", a twoje dłonie
jak w amoku błądzą po mym nagim ciele,
zachłannie zapamiętując każdy
szczegół...
wgryzę się w twoja szyję,
a dłońmi rozrysuję strefę namiętności...
ciii kochanie, bo zbudzisz żonę...
w końcu grzech trzeba dawkować
umiarkowanie
a nie zachłysnąć się nim...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.