Historia pewnej znajomości...
Część pierwsza
Powolne słonce wstawało nad górami i cały
las zabłysnął szronem. W oddali, mgły
unosiły się nad szczytami, jakby
gigantyczne pasmo jedwabnych nici z
ogromnej pajęczyny. Był to wczesnowiosenny
sen o lecie. Nagie jeszcze witki wierzby,
powiewały niczym włosy dziewczyny na
wietrze. Na rosnących przy drodze krzewach
leszczyny, ukazały się bladozielone pąki,
zima dobiegała końca. Czekała ją kolejna
pora roku radosna w swoim bycie, ale na jej
życiu, wspomnienia o nim, nadal kładły się
smugą cienia. Ciągle i od nowa, dzień po
dniu przeżywała swoją porażkę, swoją
samotność, a było tak pięknie:
Od momentu , kiedy ich spojrzenia się
spotkały, jeden rzut oka wystarczył, by
zrozumieć, że coś ich ku sobie ciągnie.
Postanowili, że się spotkają. Czekając na
to spotkanie, cały dzień drżała z obawy, by
nie wydarzyło się coś, co uniemożliwiłoby
ten zamiar. Do spotkania doszło, a jej
serce łomotało, jakby zaś była młodą
dziewczyną, poczuła, że żyje. Chciała
kochać i być kochaną. Choćby cierpieć z
miłości, ale poczuć rozkosz, choć od
początku wiedziała, że pokochała kogoś,
kogo nie wolno jej było obdarzać miłością.
Ale pomimo to kochała, i będąc z nim,
bariery i skrupuły stawiane na ich drodze
przestawały się liczyć, rozwiewały się jak
poranna mgła. Cdn.
Tessa50
Komentarze (31)
Słońce. Masz Tesso literówkę.
Potęgujesz napięcie.Ewentualnie daj akapity - to je
wzmoże. Nieźle piszesz. Czekam na CDN.
Jurek