inwokacja
O Weno..., ty dziewko wszędobylska,
tak obmacana, że aż się lepisz
cudzością,
kałdunie kołtunerii, kopciuchu
donkiszoterii,
gdzież twoja hojność wyziewająca z dna
gwiazd?
gdzież próżność bezecna do wyłechtania?
pod kim dziś płodnie legniesz,
komu dasz się wychędożyć?
kto twoim królem głupców dzisiaj?
to ty, jak kapryśna ladacznica dajesz wciąż
mniej
i żądasz wciąż więcej i więcej...
heroino zgubna, kokaino chlubna, haju
orgazmiczny,
uzależniasz błyskawicznie, przeżerasz
błyskawicznie
trawisz i wydalasz nagle lub w bólu
wszetecznico
tyś plwocin pełna, panno rymorodna,
wersosławiena
tyś treścią żołądka i żółcią mej wątroby
jadowita mąk moich dominario
do ciebie wyciągam dziś zmysł wrażliwy,
chimeryczna kusicielko
po kroplę ciszy na krańcu rzęsy,
którą wybuchnę w nieskończoność
kontrastu.
uroń mi i dziś niepospolitą frazą
Komentarze (3)
Tekst przyswajalny jedynie jako zart- na poważnie mdli
od patosu. Jako żart- super!!!
O, widzisz...i tym udowadniasz, że trochę poezji jest
w życiu potrzeba, aby nie kląć....nie wyzywać Weny od
K czy H... czy innych, gdy nie wychodzi
wiersz.......dobre
no to dałeś Wenie "popalić", nie wiem czy się nie
obrazi i nie odejdzie na zawsze ;-) a tak na poważnie,
bardzo mi się podoba jak obracasz słowa i pokazujesz z
całkiem innej strony :-)