Jak się robi dzieci?
z nowo pisanych wspomnień ;)
(…)
Ciocia przy okazji odwiedzin u swojej
siostry zapragnęła zobaczyć, jak
„siostrzeniec z żoną urządzili nowe
gniazdko domowe”. Mijały akurat dwa-trzy
miesiące od nabycia prawdziwej wiedzy przez
moją małą latorośl o tym „skąd się biorą
dzieci”.
Zaprosiliśmy więc ciocię z wujkiem do nas.
Wujostwo przeszło przez całe mieszkanie,
zaglądnęło we wszystkie kąty, pocmokało z
podziwu. Ciocia pochwaliła siostrzeńca, że
„tak ładnie zrobił z surowego mieszkania”.
Na końcu, po obkolędowaniu, zaprosiliśmy do
stołu na mały poczęstunek i kieliszek mojej
wileńskiej „kminkówki”.
Trochę czasu minęło na rodzinnych
rozmowach. Córeczka ze swojego pokoju kilka
razy zaglądała do nas, swoje potrajkotała.
Jak się czasem zdarza w takich sytuacjach,
ni z tego ni z owego jej pogaduszki z
ciocią zeszły „na te sprawy”.
Ciocia nagle dostała wigoru pedagogicznego.
Z miną wszechwiedzącego mentora zaczęła
tłumaczyć:
– …bo widzisz, kochanie. Jak mąż i żona
chcą mieć dzidziusia, to dużo ze sobą
rozmawiają, aż w końcu bocian przynosi im
malutkiego bobaska i zostawia w ogródku w
kapuście…
Perorowała tak i perorowała przez dłuższą
chwilę. Widocznie już dawno nie miała
możliwości popisać się tą „wiedzą w
zakresie wiadomym”. Rozgrzała się, aż krew
jej napłynęła do twarzy; wyraźnie się
podekscytowała swoimi talentami
pedagogicznymi w zakresie uświadamiania
dzieci… a ja zacząłem się dusić ze śmiechu,
obserwując córeczkę.
Siedziała wyprostowana, malutkie oczka
wlepiła w ciocię i coraz bardziej je
rozszerzała. Robiły się powoli jak
spodeczki... Nagle wypaliła:
– Ciociu, a tatuś mówił że masz czworo
dzieci, tak?
– Tak, dziecinko. Tak jak twoja babcia,
mamusia taty.
– I nie wiesz, ciociu, jak się robi
dzieci?! To wcale nie tak, jak mówisz! Ale
nie martw się, ja wiem i zaraz cioci
wytłumaczę!
Resztką sił utrzymywałem powagę. Ścisnąłem
mocno dłonią usta, aby nie parsknąć
śmiechem. Oczy mi się zaszkliły, aż
musiałem je przetrzeć. Moja latorośl nie
wiedziała jeszcze, iż nie wszystko co mówią
dorośli musi być prawdą i że nie można im
wierzyć bezkrytycznie. Teraz mimowolnie
odbierała pierwszą naukę.
Córeczka pobiegła do swojego pokoju.
Zaskoczona siostra mojej mamy nie zdążyła
nawet zareagować i ochłonąć, kiedy była już
z powrotem, trzymając w ręku to, czego się
domyślałem – książeczkę Kozakiewicza.
Usiadła obok cioci, odwróciła kilka kartek
i, pokazując na fotografie, zaczęła
poważnie tłumaczyć:
– Widzisz, ciociu? Tu jest pan. –
Przesunęła paluszek na sąsiednią kartkę. –
A tu jest pani. Jak pan z panią chcą mieć
dzidziusia, to pan z panią się kocha, o
tak. – Odwróciła kartkę wskazując na
kolejną fotografię. – Pan wkłada siusiaczka
do tej szparki u pani i wtedy u pani
powstaje taki maleńki dzidziuś. Bardzo
maleńki. A potem on rośnie i rośnie w
brzuszku u pani. Jak już jest duży to wtedy
dzidziuś się rodzi. On wychodzi przez tę
dziurkę u pani i chociaż dzidziuś jest duży
to pani nie choruje.
Przerwała i spojrzała na wujenkę.
– A ty ciociu też nie chorowałaś? Bo masz
czworo dzieci…
Trzeba było widzieć minę i kolor twarzy
siostry mojej mamy! Purpura jej wykwitła na
nabrzmiałych nagle policzkach; zaczęła
chwytać oddech jak ryba świeżo wyjęta z
wody. Zamrugała powiekami i nagle głęboko
wciągnęła powietrze, zastygając na chwilę z
szeroko otwartymi ustami.
Córeczka się zaniepokoiła:
– Co się cioci stało? Ciocia nie wiedziała?
To jak ciocia urodziła aż czworo dzieci?
Mamusia i tatuś cioci nie mówili? Ciocia
nie miała książeczki? Ale ja cioci pożyczę
moją, jak mamusia się zgodzi. – Odwróciła
się. – Mamusiu, mogę pożyczyć cioci,
prawda?
Kiedy tak mówiła bez chwili przerwy, udało
mi się wreszcie opanować mimowolne skurcze
przepony na tyle, aby wejść jej w słowo i
dość spokojnie odpowiedzieć za połowicę,
która jeszcze walczyła sama ze sobą, aby
nie wybuchnąć głośnym śmiechem.
– Córeczko, bardzo ładnie wszystko
wytłumaczyłaś i ciocia już wie. A swoje
dzieci już też urodziła, więc nie musisz
cioci pożyczać książeczki. Naprawdę bardzo
ładnie wytłumaczyłaś. Możesz już iść do
siebie. My teraz sobie porozmawiamy z
ciocią i wujkiem o czym innym, dobrze?
Mała kobietka, rozpromieniona i dumna, że
została pochwalona przez tatusia, wzięła
książeczkę ze stołu i już bez pośpiechu
wyszła z pokoju.
Dopiero teraz wybuchnęliśmy głośnym
śmiechem. Nie wszyscy od razu, gdyż ciocia
jeszcze przez chwilkę mieniła się na
twarzy, ale dzielnie zniosła takie jaskrawe
udowodnienie jej „nieznajomości procesu
rozrodczego u ssaków”. Długo nie wytrzymała
i dołączyła do naszego grona.
Kiedy wreszcie się trochę uspokoiliśmy,
wykrztusiła z siebie:
– No, wiecie co, wiecie co… Żeby mnie,
matkę czworga dzieci, kilkulatka uczyła
dzieci robić. Do czego to doszło. Za
naszych czasów…
Ponownie pokój zatrząsł się od głośnego
śmiechu.
To była ostatnia wizyta cioci w naszym
gniazdku. Spotykaliśmy się, ale na
„neutralnym gruncie”. Może nie chciała
pożyczać książeczki…
(...)
Komentarze (14)
Beano, tego nie zmienimy, świat coraz szybciej się
rozwija. Może i dobrze...
Czytanie nie zając, ale dobrze jednak coś nowego
przeczytać :)
Również pzodrawiam :)
bywa, że jajko mądrzejsze od kury,
świat się zmienia,
czasami za szybko dla jednych
za wolno dla drugich,
najważniejsze, że jest progres w czytaniu;)
pozdrawiam serdecznie:)
Sławomirze, odpowiem krótko - tak :)
Rezolutna córeczka. :)
Szadunka, mam to samo zdanie i... doświadczenie :)
Pozdrawiam :)
Mariat, do dziś się zastanawiam, jak ciocia urodziła
czworo dzieci, nie wiedząc "jak się je robi" ;)
Można z tych wspomnień skorzystać wiele - jak
prawidłowo uświadamiać dzieci i jak uświadamiać
dorosłych o tym - jak uświadamiać dzieci:)
Pozdrawiam serdecznie.
I w końcu ciocia dowiedziała się...
Wolnyduchu, sam się śmiałem, jak to wspominałem pisząc
:)
Pozdrawiam :)
Mgiełko, fajnie, że wspomnienie się spodobało. Znaczy
- opracowanie literackie też :)
Słonecznego dnia :)
JoViSkA, dzieci są naturalne :)
Również pozdrawiam :)
No to się uśmiałam, fajnie córeczka utarła nosa cioci,
po raz kolejny sprawdza się powiedzenie, iż jajo
mądrzejsze od kury:))
Super opowiadanko, bardzo na TAK.
Pozdrawiam :)
hihihi.. dla mnie fantastyczne.. Pozdrawiam Zdzisiu i
miłego wieczoru życzę :)
hahah...dzieci bywają przeurocze...
wspaniały wykład :)))
Pozdrawiam z uśmiechem Zdziśku :)