Jakim prawem
W listopadzie opadają liście i ręce.
Słońca mało – a dużo jesiennych
bolączek,
rosną jak borowiki po obfitym deszczu.
Wiklinowy kosz wypleciony z samych
dziurek.
A nam w maskach ciasno, dusznawo,
pandemicznie.
Pachnie jesień? Słabiusieńko… A niektórym
wcale.
Utracony smak, na talerzu wióry, tlenu,
tlenu w butlach nie sprzedają - po to są
szpitale.
Patrzę – słupek rtęci – drgnął, pytam jakim
prawem?
Karmiczny czas. Taki los, traf i
przypadek.
U drzwi świeży chleb! – szczęście zawisło u
klamek.
Nie wszystkim dynda. Taki zwrot. Odwrót.
Damy radę.
Komentarze (33)
Wymownie bardzo, dużo zdrowia i uśmiechu w trudnych
chwilach, pozdrawiam ciepło.
Najpierw wiosna, teraz jesień a maski pozostały.
Pozdrawiam :)
Trudno żyć odizolowanym. Z lękiem i niepokojem o
przyszłości myślimy. Jesteśmy zmuszeni do pomocy
bliskich. Serdecznie pozdrawiam z podobaniem, życzę
zdrowia i pogody ducha.:)