Kaprysy
Kilka smużek szarego światła świtu,
pojawiło się na sklepieniu jeszcze nocnego
nieba. Na horyzoncie widać było żywe
kolory: róże, pomarańcze i srebra. Ptaki
witały głośnymi trelami pierwsze słoneczne
promienie. Zapowiadał się piękny pogodny
dzień. Kwitnące krzewy łagodnie kołysały
się na lekkim wietrze. Wtórowała im kępa
żółtych tulipanów, pierzastych, z płatkami
obwiedzionymi intensywną czerwienią. Wiatr
poruszał gałęziami dwóch wysokich świerków,
a cała gromada podekscytowanych wróbli
szalała na bujnym żywopłocie. Po niebie
płynął biały obłok wyglądający jak wielka
mewa. Niestety sielanka nie trwała długo.
Nagle chłodny wiatr napędził ciemne chmury,
które posępnie zawisły nad ziemią. W oddali
słychać były pierwsze pomruki burzy, po
chwili trzasnął piorun w głodnej zemsty
furii.
Początek ich znajomości też był piękny. Już
na początku wiedziała, że jej uczucia do
niego nie są wyłącznie przyjacielskiej
natury i że porządnie między nimi
zaiskrzyło. Wszystko co do niego poczuła,
wyznała mu bez słów swoim spojrzeniem. Mało
tego, widziała w jego oczach odwzajemnione
wyznanie. Ich pierwszy pocałunek zadziałał
jak iskra rozpalająca drewno. Wybuchnął
jasnym płomieniem pożądania. Zobaczyli żar
w swoich oczach i przez dłuższą chwilę,
świat poza nimi przestał istnieć. Gdy
zbliżyli się do siebie, miała uczucie jakby
od zawsze byli razem. Po upojnej nocy,
kiedy słońce zaczęło wschodzić nad
horyzontem, blask świtu padł na ich śpiące
twarze, różowiąc jej twarz i włosy,
rozsypane wachlarzem na poduszce, on
wtulił policzek w jej szyję, wciągając
pożądliwie jej zapach i rozkoszując się jej
ciepłem. Innym razem jej głowa spoczywała
na jego piersi, a ona słuchała bicie jego
serca i czuła jak oddycha. Byli tacy
szczęśliwi. Jednak wraz z upływającym
czasem i tu pojawiły się chmury. Zaczął ją
dręczyć coraz większy niepokój, że niebawem
wszystko to się skończy. Nie czuła się już
spokojna, coś wstrząsnęło jej umysłem,
zapełniało myśli, wypełniało koktajlem
bezładnie pomieszanych obaw. Czuła jakby
dryfowała na fali powietrza.
„Nie leż w wodę, nie utoniesz”
Tessa50
Komentarze (37)
Piękna melancholia Tessa
Każdy je ma fajne
Jakaś Ofelia,albo cóś..?
A, no tak - nie leź w wodę, nie tylko nie utoniesz ale
i nie zamoczysz butów.
Bardzo ciekawie prowadzona opowieść - z przyjemnością
przeczytałam
Piękna aczkolwiek smutna proza
Ladna proza
Bardzo ładna proza
Piękna, obrazowa proza Tesso...a 'nie leź w wodę, nie
utoniesz" zapamiętam:)
Tereso ciekawy jestem i ja zakończenia - pozdrawiam
niepokój, obawa, zawsze towarzyszą nam w życiu,
melancholijnie i refleksyjnie o miłości, pozdrawiam
początki książki najbardziej poetyczne. pozdrawiam
Ciekawa jestem co będzie dalej, może jednak happy end
:) Pozdrawiam
Ładna melancholia
Niezły wstęp do powieści. Jednak nachodzi mnie taka
myśl, że kobiety nie potrafią, czy też nie chcą być
szczęśliwe. Pozdrawiam