Kondor
Czarne skrzydła rozpostarł szeroko,
Wielkie koło nad ziemią zatoczył,
Potem wzbił się hen w niebo wysoko,
Tak, że zniknął zupełnie z mych oczu.
Długo krążył w przestrzeni bez ruchu,
Jakby falą nieznaną noszony,
Teraz usiadł na prerii kożuchu,
Dziwnie głowę wykręcił w tą stronę.
Chwilę siedział, lecz skrzydeł nie
ściągał,
Miał pozycję gotową do startu,
Nieraz tylko na kości spoglądał,
Jakby myślał czy ruszyć je warto.
Wielki kondor o nazwie El Passa,
Co dzień niebo skrzydłami obmiata,
Kiedy z gracją w przestworzach hasa,
Ma baczenie na dużą część świata.
W nim Indianie widzieli przez lata,
Wysłannika zmarłych szamanów,
Którzy pragną z innego już świata,
Chronić plemię od wszelkich złych
stanów.
Dziś Indianie stracili tą wiarę,
Że szamani od zła ich ustrzegą,
Kondor w sądach ich mniejszą ma miarę,
Więc mniej miru dziś mają dla niego.
Komentarze (16)
Ładnie poprowadzony i zrymowany.Lekko i przyjemnie sie
czyta.Jedynie chyba w pierwszej strofie , ostatni wers
...powinno byc "oczu" a nie "oczy".Pozdrawiam