Kręte ścieżki losu (część druga)
Jego odrzucenie boleśnie ją zraniło. Miała
wrażenie, że ta rana nigdy się nie zgoi. Z
tamtego dnia zapamiętała tylko tyle, że
drżała z rozpaczy na całym ciele, a fale
gorąca płynące z głębi jej ciała ustały,
zrobiło jej się zimno. Doznała czegoś w
rodzaju szoku, tak intensywnego, jakby
strumień zimnej wody wylano z nienacka na
jej głowę. Ogarnęła ją samotność, tak
głęboka niczym ciemność bez dna. Czuła się
wyciśnięta jak umęczony letni kwiat między
chwastami. Nie raz świtało, a sen nie
przychodził. Łzy wsiąkały w niebieską
powłoczkę poduszki, zraszały twarz niczym
deszcz i schły w kącikach ust zostawiając
na wargach słony smak życia. Kiedy nadszedł
wreszcie, natychmiast wchłaniał ją w swoją
czeluść mroczną i bezdenną. Wstawała z
ciężką głową, zupełnie jakby nie mogła do
końca otrząsnąć się z nocnego koszmaru.
Czasami buntowała się i próbowała
podjąć walkę z rozpaczą, która ją
przytłaczała. Aż pewnego wieczoru…
Siedząc o zmierzchu na werandzie, patrzyła
na wodę w strumyku, połyskującą niczym
błękitnawy opal i słuchała ptaków
śpiewających w liściach drzew przed
ułożeniem się do snu, kiedy dobiegł do jej
uszu inny dzwięk, kroki na ścieżce. To był
on, a ona siedziała niezdolna do
jakiegokolwiek ruchu. Kolana stały się zbyt
miękkie, a w głowie zaś brzmiała ta sama
melodia, kiedy go zobaczyła po raz
pierwszy. Patrzył na nią nic nie mówiąc tak
intensywnie, że pod wpływem głębokiego,
mrocznego i gorącego spojrzenia topniała
niczym wosk. Zapragnęła jak dawniej, zwinąć
się w jego ramionach, czuć ciepło ciała,
zapach skóry,dotykać. Chciała kochać się i
spać spleciona z jego ciałem. Wreszcie on
przyciągnął ją do siebie, powoli przesunął
dłońmi po jej ciele, przytulił do siebie i
długo kołysał w ramionach. Zaczął całować
kark szepcząc, że pachnie snem, a jego
oddech pachniał winem. Twarz pochylająca
się nad nią wydawała się delikatna i
wrażliwa. Kiedy otwarła ramiona i
przytuliła go do siebie, czuła drżenie jego
ciała. Póżniej leżała z głową objętą jego
ramieniem, splecionymi nogami i wszystko
było tak jak kiedyś, na samym początku ich
znajomości. Ale los bywa przewrotny a
szczęście nie trwa wiecznie, więc…
Tessa50
Komentarze (33)
Znany nastrój Twojej prozy życia. Jednak mam parę
miejsc, gdzie powinno się jeszcze raz przemyśleć.
Koniecznie pierwsze zdanie (oczywiście tylko moim
zdaniem, być może inni powiedzą, że jest ok),
zmniejszyć albo pozbyć się całkiem zaimków, (jego,
ją).
"Jego odrzucenie boleśnie ją zraniło." = zamieniłabym
na:
A jednak odrzucił jej pełne oddanie, raniąc
niemiłosiernie.
z przyjemnością przeczytałam ...bardzo ładnie o
miłości która jest sensem naszego życia:-)
pozdrawiam
Tereso, piszesz o miłości w niezwykły sposób. Smutek
jest u Ciebie piękny. Choć romantyczna miłość to dla
mnie uczucie abstrakcyjne, lubię Cię czytać.
Pozdrawiam ciepło.
Bardzo ciekawie piszesz.Pozdrawiam.
bardzo interesująco, acz smutno o miłości:) pozdrawiam
Tereso
Smutny, ale na swój sposób prawdziwie odzwierciedla
rzeczywistość :) Pozdrawiam i daję plusik :)
bardzo ładne obydwie części, czekam na ciąg dalszy
Pięknie Tesso...aż szkoda że trzeba czekać na dalszy
ciąg.
Miłość jest piękna ..
Bardzo ładne opowiadanie o miłości i jej przewrtności
Pozdrawiam serdecznie :) Tereniu
Bardzo,bardzo na tak.
ładnie napisane...
Teresko, ciepło pozdrawiam
Jak zawsze, pięknie! Pozdrawiam!
Milosc, to radosc, bol, cierpienie i lzy.
Przychodzi, kiedy chce i kiedy chce, odchodzi, a
jednak, pragniemy jej doswiadczyc.:)
Bardzo wciagajaca tresc, klimat, podoba sie, bardzo.
Czekam, na c.d.:)
Pozdrawiam Tesso, serdecznie.:)
Sorry W ogóle