Królowa jezior
On tonie, niech ktoś ratownika wezwie
snadnie!
Nim do reszty w otchłań jezior bez dna
wpadnie.
Nim zamkną się za nim niczym cieple
fale,
Firany rzęs, cienie powiek, więżąc go już
na stale.
O! Już za późno, już opada w zielony
mrok.
Już tchu nie może złapać,
Gdyby tylko wiedział wykonując ten jeden,
ostatni skok...
Że nie będzie mu dane na bezpieczny brzeg
wyczlapac,
Zastanowiłby się dłużej, może nie skakałby
wcale,
A tak jest już w mocy władczyni tych jezior
ogromnych.
I świat dla niego skurczył się nagle
Do tych dwóch oczu wodnych.
Od ich brzegów okolonych cieniem
Wzgórz wyniosłych i słodkich dolin
Nie będzie mógł odwrócić się z czystym
sumieniem
I odejść, choćby po koszyk malin.
Będzie tak trwał, przez wieczność całą
Ciesząc się każdym rankiem,
Każdą chwilą małą
I na niego zarzucanym wiankiem.
Bo pokochał zwyczajnie,
Królową jezior, choć to wielka sztuka.
Zadurzył się już nieuleczalnie
I brzegu żadnego już wcale nawet nie
szuka.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.