krzyk rozpaczy
Co rana budzi mnie krzyk!
Zatruwa mi mój sen
Nie daje mi spokoju
Wołam i krzyczę: Odejdź!
Ale na próżno me wołania
Nikt nie słucha mego błagania
Nie bacząc na mą niedole
Głos unosi się w powietrzu
Dotyka mych włosów
Mych ust, co mam robić rodzi się pytanie
Skąd przybywasz?
Brak odpowiedzi…
Me ciało drży
Co się ze mną stanie?
Wtem me serce rwie się w stronę okna
Co tam widzi tego nie wiem?
Czuje na plecach oddech. Boże, co się
dzieje!
Znów wietrzysko zmaga swe siły i pieści i
pieści moje drżące ciało
Poddać się, poddać bez walki? Chyba tylko
to mi zostało.
Kładę się na łożu,łożu rozpusty
Wtem wiatr ucichł, Glosy ucichły
Zapanował spokój
W głowie kłębią się myśli, co to za zjawa,
co to za zmora
Oczy robią się coraz cięższe ogarnia mnie
sen
Sen niepokoju.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.