Ktoś nas w końcu uratuje
Ktoś nas w końcu uratuje,
nie jesteśmy tutaj sami.
Ktoś nas przecież potrzebuje,
po co się zalewać łzami.
Chociaż męczy niewygoda,
i pogoda już się zmienia.
Ludzi zawsze będzie szkoda,
a szczególnie ich istnienia.
Ktoś na pastwę zmartwień rzucił,
obiecywał cielec złoty.
I już nigdy nie powrócił,
bo mu marne były cnoty.
Trzeba nam wytrzymać jeszcze,
przejść przez morze stopą suchą.
A objawi się nam wreszcie,
kraj gdzie życie nie jest skruchą.
Tylko szczęścia potwierdzeniem,
miłosiernym znakiem pana.
Gdzie nie wiedzą, co cierpienie,
gdzie nie krwawi serca rana.
Ktoś nas w końcu uratuje,
Już na niebie znak się pali.
Ktoś nas przecież potrzebuje,
nic nie widać, lecz czas chwalić.
Komentarze (3)
Dobrze Sławo pojąłeś mój wiersz.Bo kaczor chce być
takim Mojżeszem.Za krótkie nogi.
Tadziu po przejściu morza jest jeszcze czterdzieści
lat spacerów po piasku. A co do Twojego wpisu to nic
nie napisałeś i możliwe że na szczęście o moim
wierszyku. A co do martyrologii to by zostać wiarusem
nie wystarczy chodzić na spotkania a niezbędne jest
uczestnictwo w zmaganiach. Pozdrawiam z uśmiechem:))
Oby...
Pozdrawiam Tadziu:)