Kwietniowe słońce
Dla Mojego Głównego Wena.
Zachód Słońca.
A my siedzieliśmy wpółobjęci
Zatraceni w tej chwili wieczności
Ona istniała tylko dla nas.
Nie było nikogo innego.
Tylko Ty...
I ja...
I zachodzące Słońce.
I Mrok powoli odbierający
Te kilka promieni
Kwietniowego słońca.
Twoje pytanie.
Tak dziwnie brzęczało w
Tym pierwszym tchnieniu wiosny.
'Czy jesteśmy tutaj sami'?
Milczenie.
Cisza całkowita.
Nic nie odpowiedziało
Na twoje pytanie.
W końcu cichy,
Prawie proszący
O zachowanie tej magicznej chwili szept:
'Jesteśmy. I zawsze już będziemy'.
Zawieszeni w otchłani miłości.
Wśród upadłych aniołów
Proszących o krótką chwilę
Zwykłej, ludzkiej bliskości.
Jak krople wody podobni do nich
Będziemy trwać bez końca.
I chociaż mamy odrobinę tej bliskości,
Chociaż jesteśmy lepsi od nich.
Nic nie zastąpi nam
Tamtego uczucia.
Tego dawnego.
Tak odległego.
Tego, które kiedyś już było.
I się wypaliło.
Tak po prostu.
Ale... Co w tym dziwnego?
Przecież My - upadli ludzie
Nie mamy prawa kochać.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.