malowidło ścienne...
...niby mural kroczący po ścian grzbietach
się wspina
giętkim ruchem przepływa jakby wił się na
linach
mocowanych do słońca giętko-bladych
promieni
aby blaski w nich chować jak w głębinie
kieszeni
kiedy dłonie mróz ściska kiedy chłód je
otacza
kształtnie wlewa się w szarość i talentem
swym tkacza
podkład dzierga w szczelinie i w zaułku
zanika
tam udaje fresk mroczny który w oku laika
jawi się dziełem sztuki gaśnie nagle w
milczeniu
zgina kark kładzie głowę niknie w jasnym
promieniu
kiedy cyklop uliczny łypie nań tuż po
zmroku
widać kształtność bezkształtną czasem
słychać dźwięk kroków
w własnej plamie rozmyty tuż przy gzymsie
schowany
cień jedwabność rozpięta na blejtramie z
tynk-ściany...
Komentarze (7)
Ciepły, piękny wiersz.
Dobranoc.
Pozdrawiam serdecznie:))
Nie myślałam, że i o cieniu można napisać taki
obszerny Wiersz, a przy tym tak ciekawie,
obrazowo-malarsko, płynnie, rytmicznie, poetycko,
pięknie! :)
Co do mnie - wolę obrazy, które cień rysuje na
ścianach od tych, którymi paskudzą miasto domorośli
"artyści".
...tak Lariso, to wiersz o cieniu...
dziękuję i spokojnego wieczoru życzę wam wszystkim:))
Pięknie i obrazowo!
Moim skromnym zdaniem to wiersz o artyście jakim jest
cień...
Cień światła tworzy takie malowidła...
Pozdrawiam serdecznie
Niewykle obrazowy wiersz,
napisany w dużym kusztem poetyckim.
Dobrego dnia życzę, Stefi :)
fajnie i obrazowo o konkretnym muralu.
Sama podziwiam te dzieła.