Mam ran więcej na swym ciele
Mam ran na swym ciele,
więcej niźli wiele.
A są takie liczne,
a są nawet śliczne.
Wiem, kto mi je, zadał,
miłość albo zdrada.
Dochodzić nie muszę,
nie czas ganić wzruszeń.
Jedne przez zawzięcie,
znaczą skórę cięciem.
Odmówić któż zdoła,
gdy finał- dość- woła.
Małe zdrapania,
to ślady działania.
Namiętność szalenie,
uwielbia cierpienie.
Drugie, pazurkami,
tnie ciała aksamit.
Troszeczkę zaboli,
czemu nie zezwolić.
Kiedy już pulsuje,
kiedy atakuje.
A krzyk w gardle tonie,
bo nadchodzi koniec.
Mam ran na swym ciele,
więcej niźli wiele.
Chciałbym mieć ich dużo,
bo zdrowiu mi służą.
Komentarze (4)
No to z takiej strony Cię nie znałem. Pewnie powiesz
za klasykiem "Panie Ferdku pan jeszcze wiele o mnie
nie wiesz" No ale takie masochistyczne upodobania to
troszkę przesada:))))
Witaj...ładny wiersz...miłość różne rany
zadaje.Pozdrawiam serdecznie.
Najlepsze małe zadrapania w wyniku namiętności. :)
Miłość ma różne oblicza :)
pozdrawiam i życzę miłego piątku :)