Maski
Trzymałem kurczowo Noc za ramię
i prosiłem żeby jeszcze została
lecz była nieubłagana.
Schowała do kieszeni księżyc
jak niepotrzebne już lusterko,
gwiazdy z podłogi nieboskłonu
pozmiatała,
wsypała do torebki i odeszła
głucha na moje błagania.
Słońce wychodziło pocichutku
jak kochanek
który nad ranem opuszcza łoże ukochanej.
Wróciłem do tych czterech ścian
na które mówiłem dom.
Za oknem
wzdłuż ulicy
rozkładano stragany.
Była środa,dzień targowy.
Zdjąłem z wieszaka maski mojej twarzy.
Chwilę się wahałem którą mam założyć.
W końcu wybrałem:
dziś będę poważny jak kościelny nad
grobem.
Komentarze (8)
Zakładanie masek ...wiem cos o tym ..Pozdrawiam
Polisia
Ładnie napisane, ale czy nie lepiej być po prostu
sobą. Uznanie dla przemyśleń. Pozdrawiam.
Ciekawy wiersz:) pozdrawiam
Już nie noszę masek to na szczęście
wspomnienie.Dziękuję za komentarze.
ładny i ciekawy ...Twoje maski stosowne do sytuacji
...a może pokażesz w świetle dnia prawdziwą twarz -
odwagi:-)
pozdrawiam dobrej Nocy;-)
Z gracją napisane +)
Podoba mi się.
Pozdrawiam.
Bardzo interesujący wiersz.
Pozdrawiam:]