Maź
Wracają lęki które wygnałem
W przypływie gniewu i euforii
tylko złudzenie takie miewałem
Żem się od lęków owych uwolnił
Wiją na szyi mojej pętelkę
rzucają lotki prosto w obawy
Kruszą psychikę mając kropelkę
i mówią: nie było sprawy
Biorą na randkę tuż nad przepaścią
Gdzie nogą jedną bywa się w grobie
Linę ratunku smarują maścią
Tłuszcz kapie wolno po mojej głowie
Jestem stracony lecz nie zabity
Dopóki śmierci śmieję w twarz
Może ten uśmiech mam tak wyryty
By wciąż pochłaniał kapiącą maź
Komentarze (6)
Mocny wiersz. Masz charakter :)))
Wiersz pełen dramatyzmu ale i również nadziei. nigdy
nie należy się poddawać. Pozdrawiam:)
Piękna walka tego co w środku z tym co widać na
zewnątrz.
Temat ciekawy.
Ciekawie napisany:-)
Doskonały wiersz.