Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj
Więcej wierszy na temat: Życie

Mazowieckie pstrągi

Kolejna próbka prozy

Początki zawsze są trudne. Zaczynałem od zwykłego durszlaka później była firanka w specjalnej ramce i siatka z podrywki w pół księżycowym obramowaniu . Gdy miałem kilkanaście lat kupiłem w sklepie wędkarskim prawdziwą wędkę dwu składową z leszczyny z aluminiową skuwką i przelotkami. Szczytem marzeń była wówczas żyłka koloru zielonego. Nie zawsze można ją było nabyć Moją pierwszą złowioną na haczyk rybą pamiętam jak dzisiaj był kiełb. Łowiliśmy na bułkę lub glisty ( czytaj dżdżownice). Po „odpowiedni” sprzęt jeździliśmy przeważnie w niedzielę do CDT (Centralny Dom Towarowy) Każdy z nas na ten cel miał przeznaczonego rybaka czyli aluminiową pięciozłotówkę. Jeden PLN kosztował nas przejazd, sprzętu kupowaliśmy za cztery złote było to dwa haczyki, spławik mylony często przez nas ze spływakiem ( kto dziś pamięta że był taki w wiecznym piórze. Nawet komputerowy słowniczek wyłapuje to jako błąd) Za resztę kupowaliśmy właśnie kilka metrów zielonej gorzowskiej żyłki. Wracając snuliśmy marzenia o takiej rybie. Koło naszego domu przepływa „sezonowy” kanał. Latem można po nim chodzić suchą stopą. Każdej wiosny razem z przybierającą wodą przypływały ryby. Były to szczupaki, płocie, karasie, miętusy. Wśród nas krążyły legendy o pękających groblach stawów znajdujących się gdzieś tam u samych źródeł. Gdy mieliśmy już tak po więcej niż kilkanaście lat, którejś to niedzieli wzięliśmy z kolegą po butelce „Patykiem pisanego” i ruszyliśmy na poszukiwanie tajemniczych stawów. Szliśmy i szliśmy co jakiś czas wzmacniając nadwątlone siły aż doszliśmy do rury przechodzącej pod szosą lubelską. Przeszliśmy nią na drugą stronę tam jednak naszego kanałku już nie było. W drodze powrotnej wydedukowaliśmy że ryby docierają do nas od strony łachy mającej połączenie z Wisłą. Sprawa wyjaśniła się, zrozumieliśmy że ryby wpływają do naszego kanałku po prostu na tarło. Teraz dopiero po latach zaczynam sobie zdawać sprawę jak bardzo pokochałem wędkarstwo, obcowanie z przyrodą. Nieraz w tajemnicy przed domownikami zadaję sobie pytanie, czy gdyby nie obowiązujący w tym czasie przymus pracy, ja nie wybrałbym życia nad wodą i nie
oddałbym się całkowicie temu groźnemu jak widać hobby? Byłem jak mi się zdaje za miękki i za posłuszny wtrącającej się we wszystko władzy ludowej a może całkiem co innego decydowało o tym. Kiedyś będąc nad Wisłą z kolegą, próbowali skontrolować nas policjanci. Pozostawiwszy wędki zaczęliśmy uciekać na rowerach, kolega w prawo ja w lewo. Policjant rzeczny już, już sięgał mojego siodełka lecz ja wciąż i wciąż nabierałem rozpędu w końcu odległość między nami zaczęła się zwiększać. Ten nie wiele myśląc rzucił z całych sił za mną zdjętą z szyi lornetką. Ta wpadła pomiędzy szprychy i wywróciłem się. Policjant czerwony ze zmęczenia schwycił lornetkę, oglądając zauważył brak obiektywu. Nie wiele myśląc wyfasował mi kopniaka i kazał szukać. Dłuższy czas chodziliśmy w milczeniu po soczystej łące. Nie przypominam sobie kto go pierwszy zauważył on czy ja. Pamiętam za to jak dziś jego słowa: Matkę zabiłeś lub ojca że tak uciekasz? Odpowiedziałem z głupia frant nie. Za kilka dni byłem już w Polskim Związku Wędkarskim. Był rok 1964 był to mój pierwszy w życiu egzamin. Egzaminator spytał o okres ochronny okonia i ilość wędek na które będę łowił Bodajże za tydzień miałem już w kieszeni młodzieżową kartę wędkarską. Wzór ten w zasadzie obowiązuje po dzień dzisiejszy. Kiedy już nauczyłem się łowić zacząłem sobie stawiać wyższe wymagania. Pamiętam przez kilka lat chodziłem tylko na klenie. Nie były zbyt duże ot takie do łokcia nie większe. łowiłem na ser, groch, czereśnie, rosówki a nawet niewielkie żywczyki. Kupowałem topiony serek, obciętą strzykawką wyciskałem na gazetę kilkadziesiąt takich koreczków suszyłem i wsypywałem do pudełka. Na ryby wypuszczałem się w samo południe w największy skwar. Skradałem się do brzegu na odległość taką abym mógł umieścić przynętę przynajmniej dwa metry od brzegu. Spławik lądował wysoko na żyłce i rzut. Jeżeli nie udał się szedłem dalej. Po zarzuceniu, spławik kładłem na piasek i czekałem. Z góry widać było kręcące się małe klenie próbujące pyszczkami ser. Często widać było i sam ser.
Siedziałem sobie i obserwowałem spławik. Gdy zaczynał uciekać do wody zacinałem i powoli holowałem zeskakując ze skarpy . Kiedyś zauważyłem gościa który stał daleko od brzegu i łowił na przepływankę. Ja obserwowałem jego on mnie. Nie dając oczywiście poznać tego po sobie. Zarzuciłem wędkę spławik na brzeg i siedzę w cieniu spory kawałek od wody. Po kilkunastu minutach holowałem już wymiarowego klenia. Gościu wyszedł z wody podszedł do mnie i tak zagaił: myślałem że z pana wariat. To ja stoję daleko od brzegu po kolana w wodzie a pan zarzuciłeś na tą płyciznę sam wygodnie ułożyłeś się w cieniu i łowisz ryby. Mnie od dłuższego czasu nic nie bierze więc patrzę i pod nosem drwię z pana zachowania. Do czasu gdy zobaczyłem tego klenia. Pośmialiśmy się obaj poopowiadaliśmy na temat kaprysów i zachcianek ryb. Kiedyś w podobny sposób usłyszałem rozmowę mężczyzn na temat mego zachowania. Łowiłem z wysokiego brzegu w niewielkiej rynnie oni byli zaś po przeciwnej stronie wraz ze swoimi dziećmi i małżonkami i łowili w nurcie.
Z góry widziałem ogromne sylwetki kleni przyciśnięte do mulistego dna. Zarzuciłem na ogromną rosówkę i czekam.
Musiały mnie zauważyć pomyślałem i bez ruchu przywarłem do pnia drzewa. Siedzę i siedzę tamci co raz głośniej kpią sobie
z mojej osoby, dzieci z matkami śmieją się. Pomyślałem sobie przejdę w inne miejsce. Ruszyłem wędką i w tym momencie zaatakował kleń. Kij wygiął się do granic możliwości zeskoczyłem ze skarpy nad sam brzeg i delikatnie wyjąłem rybę. Słyszałem tylko tato, tato a jednak złapał.
Tatusiowie wyjęli siatkę z kilkoma płoteczkami, zwinęli wędki
i pomaszerowali do domu. Gdyby szli w moją stronę byłem gotów wręczyć im tą „rekordową” rybę na pamiątkę. Ale ci poszli w odwrotnym kierunku czyżby wstydzili się spojrzeć mi w oczy? Teraz po latach gdy przypominam sobie wszystkie te wyprawy odczuwam jakiś żal, smutek z czasu który przeminął i
z wolna ulega zapomnieniu.

autor

Okoń

Dodano: 2022-10-07 17:46:47
Ten wiersz przeczytano 988 razy
Oddanych głosów: 25
Rodzaj Bez rymów Klimat Ciepły Tematyka Życie
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (25)

Sotek Sotek

Tą prozę również przeczytałem z zaciekawieniem.
Temat łowienia nie jest mi obcy, choć przyznam,że już
miniony:)
Pozdrawiam ponownie:)
Marek

Isia05 Isia05

Witam!
Co prawda klimat jest mi raczej obcy, niemniej z
przyjemnością przeczytałam tę intrygującą prozę.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za odwiedziny.

_wena_ _wena_

Ciekawa proza, czyta się przyjemnie.
Nie wiem dlaczego ale przyszło mi na myśl opowiadanie
"Stary człowiek i morze"
Miłego dnia życzę :)

JerzyZ JerzyZ

Ciekawe wspomnienie - pozdrawiam!

mala.duza mala.duza

łowienie ryb... toż to trzeba cierpliwości szachisty

Gminny Poeta Gminny Poeta

Tylko pamiętaj jak robisz zdjęcie rybie to ręce
wyciągaj jak najdalej.
Ja jestem wędkarzem od przypadku czasami wykupuję
kartę a czasami nie. Ostatnio doszedłem do wniosku że
wolę grzybobranie a bo i efekt pewniejszy i zdrowiej
bo kilometrów się nabije. Pozdrawiam z plusem:)))

aTOMash aTOMash

Zaczytalem sie, refleksje zabieram ze soba...:)

anna anna

fajnie się czytało.

ula buszek ula buszek

Ze 100 lat temu miałam okazję być na rybobraniu nad
jeziorem. Na moje i ryb szczęście nic nie złowiliśmy
:))
Utwór interesujący:
Pozdrawiam :)

Pan Bodek Pan Bodek

Wreszcie sie domyslilem skad Twoj nick... :)))
Edukacyjno-wspomnieniowy swietny tekst. Nie wnikam w
detale, o ktorych wspomniala, slusznie, Maria. Czytam
i podoba sie, bardzo.+

Serdecznosci. :)

bronislawa.piasecka bronislawa.piasecka

Pięknie to opisałeś. Lepiej nie można. Bardzo
interesujący tekst. Serdecznie pozdrawiam.

Kri Kri

Z przyjemnością przeczytałam,
złapałeś na haczyk zaciekawienia,
nie żałuję,
z podobaniem,
pozdrawiam serdecznie:)

Okoń Okoń

Dziękuję mariat za podpowiedź poprawek. Właśnie
naniosłem je do tekstu opowiadania.
Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam

mariat mariat

Całość ciekawa, dlatego warto w tych miejscach
poprawić (wiem co mówię), zrobić zdania złożone. Tu:
1) Gdy mieliśmy już tak po więcej niż kilkanaście lat.
Którejś to niedzieli wzięliśmy z kolegą po butelce
„Patykiem pisanego” i ruszyliśmy na poszukiwanie
tajemniczych stawów. =
Gdy mieliśmy już tak po więcej niż kilkanaście lat,
którejś to niedzieli wzięliśmy z kolegą po butelce
„Patykiem pisanego” i ruszyliśmy na poszukiwanie
tajemniczych stawów.
i tu: 2) Nieraz w tajemnicy przed domownikami zadaję
sobie pytanie czy gdyby nie obowiązujący w tym czasie
przymus pracy. Ja nie wybrałbym życia nad wodą i nie
oddałbym się całkowicie temu groźnemu jak widać hobby.
= Nieraz w tajemnicy przed domownikami zadaję sobie
pytanie, czy gdyby nie obowiązujący w tym czasie
przymus pracy, ja nie wybrałbym życia nad wodą i nie
oddałbym się całkowicie temu groźnemu jak widać hobby?

Jeszcze w kilku miejscach porozsiewałabym przecinki,
przed drukiem, trzeba to obowiązkowo zrobić.
2)

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »