Miasto
Miasto. Menel na rynku czeka na okazję, by
znowu naskrobać na nalewkę,
jakaś sprzedawczyni biegnie w fartuchu, by
rozmienić pieniądze.
Szarzy ludzie, szare ławki - szaro tam
gdzie zerknę.
Widzę nad ludźmi chmury, a w nich marzenia
gnijące.
Zbliża się piąta. Sklepy powoli się zamyka
i rusza do domu.
Ostatnie minuty, by pozałatwiać sprawy i
zacząć planować sprawy na jutro.
Zakładam słuchawki na uszy. Świat staje się
moim teledyskiem, znowu.
Prawda w głośnikach, ludzie to świetni
aktorzy - trudno.
Ściemnia się, ach ta jesienna pora
wprowadza w zamulający stan.
Jedyne, czego się wymaga, to braku deszczu,
by chociaż móc wyjść na dwór.
Nie rozumiem. Nikt z zebranych nie jest
szczęśliwy, a przecież życie to dar.
Sprzedawczyni nie rozmieniła pieniędzy,
mimo tylu prób.
Komentarze (1)
ciekawy kawałek prozy, bardzo obrazowy, szkoda tylko,
że taki smutny