Moher, czyli wiersz o babie
Zirytowała mnie pewna pani,
ta baba w czapie z ogonkiem,
co na drutach robi nocami,
i ogląda modę na sukces!
Wisiała na parapecie,
jak talerz Tele Polsatu,
robiła notatki w zeszycie,
ze wzrokiem jak jakiś komandos!
Gdy melodia w kościele wybiła,
beret na łeb zaciągnęła,
choroby wszystkie wnet zmyła,
Dyrektora sztamę przyjęła!
I siadła tym dupskiem wielachnym,
na miejscu moim w ławeczce,
w obłoku duszących perfum,
szukam powietrza troszeczkę!
Drepczę już do ołtarza,
po kawałek należny mi nieba,
gdy łokciem trąci mnie silnym,
anielskiego spokoju mi trzeba!
Już wracam do domu spacerkiem,
wciąż czuję jej oddech na plecach,
a ona już w fotelu swym siedzi
i żali się kotom na księdza!
Komentarze (6)
heh fany na topie :)
Fajny, wesoły! w czwartej zwrotce pierwszy wers, czy
nie miało być wielgachnym, zamiast wielachnym?
Pozdrawiam serdecznie:)
Hej, proszę księdza - ale baba podobno też człowiek; a
moher - gatunek poszukiwany.
Moher i owszem ale w formie sweterka. 'Baba' to też
kobieta a i ta bez mohera z antenką, też może działać
na nerwy. Koń ma 'łeb' niech się martwi:)
Pozdrawiam:))
I ja uważam, że to wesoły wiersz. A takie mohery są
chyba wszędzie.
Dla mnie to jest "wesoły". Znam takie "baby", Dobrze
ujęte. Pozdrawiam.