Moje motyle
Zrodzone w mroku wykluwały się w mojej
głowie
Rozrywały aksamitne kokony snu
A potem rozkwitnąwszy barwami tęczy
Odlatywały, pozostawiając na pożegnanie
Muśnięcie zielonozłotego skrzydełka na
policzku
Szumiały jeszcze w uszach bogactwem
wyrazu
Moje motyle...
Tkwią w labiryntach mózgu których nie chcą
opuścić
Nie zważając na prośby i zaklęcia
Kiedyś jasne, barwne, delikatne
Teraz bure i zimne poczwarki w grubych
kokonach
Prawdziwe motyle uciekły w kainę snu
Pozostawiły niemo krzyczącą duszę
Moje motyle...
Gdzie są wasze lekkie z mgły utkane
skrzydła?
Kto nie pozwala wam uciec?
Ciężkie, podeptane serce z kamieniem w
środku
Zimny pomnik tego,co było kiedyś ważne
A dziś pozostało tylko skałą jakich
wiele
Jeszcze cięższa głowa pełna bezskrzydłych
motyli
Moich martwych motyli...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.