Motyle moje...
Gdy dzieckiem byłam...
uganiałam się za marzeniami
Rosły wraz ze mną, większe, piękniejsze
Motyle niesione westchnieniami
Dotykały nieba błękitnego
i nieśmiało drżały oczekując
na spełnienie chociażby jednego
W ekstatycznym tańcu wirujące
wreszcie czuły,że ten czas się zbliża
Moje motyle-marzeń tysiące...
Twymi eksponatami się stały
Zamknięte w zimnym, sterylnym słoju
z braku powietrza poumierały
...podobno były zbyt unikatowe by żyć
Komentarze (31)
Ciekawa refleksja, ale ktoś kiedyś mi poradził, aby
unikać nagromadzenia rymów z zakończeniem -ały, bo to
dziwnie brzmi, tym bardziej, że masz wiersz bez rymów.
Pozdrawiam :)