Na granicy dnia
Biegnąc, mijała miejsca zbrodni.
Przechodząc, słyszała dzwony kościelne.
Zamyślona.
Nierealnie nieobecna.
Na szaro ubrana.
Słyszała krzyki ludzi, swój gdzieś między
nimi.
Czuła tą woń, a mimo tego ją mdliło.
Bezlitosna wędrowniczka.
Nierozsądna indywidualistka.
Niezrozumiała dla innych.
Spostrzegła Jego, dziwnie nieznajomego.
podeszła by poznać, nie myśląc
wcześniej.
Zadrżała cała.
Nie oddychała.
Zniknęła.
Nastał koniec mglistego poranka.
bo wiem, że czasem trzeba pozwolić odejść. bo wiem, że czasem trzeba odejść samemu.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.