nareszcie
Szłam piekłem dnia
Stopy wypalone od żarzącej się ziemi
Bezwzględnej padliny ludzkości
Bezwzględność świata
Podłego jak żmije-ludzie
Wydrążyła ślady niezniszczalne
Pomarszczone jabłka
To już jesień
Na horyzoncie nie widać Twych zarysów
Drepcząc po trawie
Mokrej od łez
Mijam twarze – unikam spojrzeń
Sprytnie-chytre oczy
Niczym rentgen pomagają
-niszcząc
Męki niezmierne
Rozumem, duszą nieobjęte
Rozrywają serce-młode-jeszcze glupie!
Znikła już jesień
Cicha pustka dookoła gra
Na złotej lutni – niegdyś ja
Bezbarwny świat
Uspokojony-jakby
Ucichł, zwolnił, spokój
I wreszcie piękność iskrzy!
Wśród bzów piękny motyl
Tak bezbronny
Uśmiech-maska
Nie! To prawda
To Ty!
Byłam w niebie zmysłów
Gdy w wśród gałęzi twych ramion
Zatopiłam niewinność
-nareszcie!
Komentarze (1)
Piękny wiersz...bardzo twórczo napisany... W wierszu
wyraźnie widać wielki talent:)
Zostawiam plus:). Życze ciągłej weny. Pozdrawiam