Nazywasz mnie namacalnym złem...
Zmierzmy się dziś z
pozbawioną wyobraźni grawitacją.
Zatańczymy w przestworzach
jak upojone miłością motyle
i zawirujemy bezszelestnie
między budynkami…
Złapiemy Boga za bose kostki
i zaśmiejemy mu się w twarz.
Czy ciebie kochanie też pieką stopy
od deptania aureoli?
Potem runiemy beztrosko
dziesięć pięter w dół,
a nasze serca z hukiem wybuchną
roznosząc chorobę zwaną
nieskrępowaną miłością.
Nasza krew na wieki
wsiąknie w ziemię
z której powstaną
zastępy upadłych aniołów…
Bo wolę umierać jako
bezimienny samobójca
i być potępiana na wieki,
niż żyć jako święta
w zakłamaniu dziesięciu przykazań…
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.