Nie ciągnie mnie do tłumu
Porwał mnie kiedyś ogrom ludzi,
Prawie zgubiłem się w tym tłumie.
Nie, by mnie taki nastrój nudził,
Bo przecież człowiek, to brzmi dumnie.
Ale te hasła, co ktoś krzyczał,
Te transparenty rozpisane.
Długo by jeszcze mi wyliczać,
Lecz wszystko dalej jest nieznane.
Obce mi było słów podanie,
Obce akcenty przed kropkami.
Mam przecież zawsze swoje zdanie,
Nie lubię się innymi mamić.
Wyszedłem z tłumu obcej treści,
Żadnych przyjaciół w kwestii wiary.
Opór oddałem by się zmieścić,
Poszedłem sobie bom już stary.
Nie by zanudzać protestami,
Nie cierpieć także ponad stany.
Gdzie czas mierzony spływa łzami,
I długo bywa nimi zlany.
Długo myślałem zdjęty trwogą,
Albo też strachem porażony.
Czy dzieci kiedyś mi pomogą,
Może z tym zwrócę się do żony.
Ta mi wybiła wszystko z głowy,
Także kontakty z ciemnym ludem.
Dzisiaj już jestem całkiem zdrowy,
Nazywam to zwyczajnym cudem.
Nie ciągnie wcale mnie nie do tłumu,
Wolę samotność brać do duszy.
Tak droga zmierza do rozumu,
A cóż innego może wzruszyć?
Komentarze (3)
"Nie ciągnie wcale mnie nie do tłumu,
Wolę samotność brać do duszy."
...na tak + :)
mam tylko do powiedzenia: lubię cię
czytać.Pozdrawiam,życząc :zdrowia i nadal jak do tej
pory zdrowego ducha.
Czyżbyś rozczarował się "tym ciemnym ludem"?Czy
dojrzały twoje poglądy?Wiersz do myślenia.