Noc
Nadeszła bezksiężycowa, gwiaździsta noc.
Zatonęłam oczyma w jasnej smudze,
Która przepasała mnie w olbrzymi koc.
Zamknięta w więzieniu muzyki ciszy
Przesuwa swoje zbolałe ciało do
Miejsca gdzie nikt moich myśli nie
usłyszy.
Nie mogę utonąć w zgiełku tych uczuć,
Co wtargnęły jak bezmiary gwiazd do
wzroku
Czekającego na strzał, który ma ukuć.
Jak marny pył krążący gdzieś we
Wszechświecie
Szukam ratunku w mogilnych zaułkach,
Które choć martwe, to czekają na
ścięcie.
W sercu jest piękny, ale zaćmiony ogród
Z jednej strony topi promienie słońca
Z drugiej nie może przejść przez zwyczajny
próg.
Nagle ktoś dotkną chłodną ręką moich
ust.
Poczułam jak ziemia usuwa się pode mną.
Łzy zaczęły cisnąć do niemych ust.
Kto to był? W ślepocie nie odgadłam
Jego nieskończonych i głębokich oczu
Co schowały tę noc, którą nie przespałam.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.