Nocne obchody
Rytualnym tanecznym krokiem zbliżyła się do
mojej łodzi mała Indianka.
Noc była ślepa reagowała tylko na dźwięki i
zapachy.
Wielkie dwie ćmy krążyły nad głową
dziewczyny rozwiewając jej włosy.
W jej oczach zło i dobro przeplatały się
nawzajem.
Podeszła do mnie tak delikatnie, że
zauważyłem jej bliskość dopiero gdy kosmyk
jej rozwianych włosów dotknął moich ust.
Zacząłem brodzić w jej włosach i sam się
zdziwiłem, że tak wiją się.
Gdy przestało mnie obchodzić kim
była…czego chciała…jej ręka
wysunęła się ku mnie gwałtownym ruchem i
wniknęła w moje ciało w okolicy serca.
Usłyszałem głośne łkanie czajki.
Chciała mnie ostrzec ale było już za
późno… Indianka wyjęła gorące serce i
zjadła, wtedy zrobiło mi się niedobrze.
Uratowało mnie słońce mojej duszy zdejmując
mgły zasłonę z moich oczu.
Gdy rozwiała się mgła, stałem nagi na
brzegu jeziora pierwszy raz czując w sobie
gwiaździstą pustkę.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.