Obcy...
Na kruczych skrzydłach niosła się
tęsknota,
we wronich skrzekach jakiś strach się
chował,
po polu ciemnym cisakł mnie los,
bez żalu mną szarpał,
pięści na karku gniótł...
Koło boru czarnego,
gdzie dęby stuletnie
ziemię korzeniem rzeźbiły,
wiła się rzeka,
taka kręta, mętna,
szeptełem jej: „kocham”,
wody płytkie nie rozumiały tego słowa...
Ktoś na polnej ścieżynie pochodnią
zaświecił,
tak w oczy popatrzył głęboko,
już myślałem przygarnie,
a on odszedł, odszedł szybko, milcząco.
- Dlaczego - pytałem...
Dęby czarne zakołysały się,
wiatr zasyczał wśród liści:
„Boś obcy, boś obcy na
zwasze...”
i skonałem na ciemnym polu ognichą bity.
Komentarze (4)
Gdy myśl leci wysoko lub błądzi duszy zakamarkami
często bywamy sami...obcymi nas zwą...taka jest cena
drogi tej...lecz czy oddamy ją za chwikę przygarnięcia
i w tłum wtopienia się...wiersz podoba mi się+
Z dnia na dzień jakość Twych wierszy wzrasta i
to się chwali,gratulacje.
Wysmienicie oddany temat wiersza, uczucie
obcosci,.Przyjemnie sie czytra i dobrze napisany.
przypomina mi się ballada o próżności :) podobny
klimat + świetny wiersz widze że niedoceniony jak
większośc dobrych