obojetnie
rozwitły szlachetne żąkile twoje ciało
w mogile moj pamieci znajomy przyjacielu
na zewnątrz słońce świeci dzieci bawia sie
spokojnie wiatr omija nas swobodnie czas
powieedziec swoje mysle ze czsami mielismy
im wecej do powiedzenia ale ta ziemia sie
zmienia pojedyncze kropeli deszczu na
paraboli lotu naszego niezapomnianego na
czasow natsałych arenie jestes tylko lwem
czekającym na zgładzenie niczym
przelatujace motyle na łace pełnej
niezapomnianych chwil ktore pozostana na
zawsze jak marzenia o tym czym nie jestes
ty brzmi niczym adriatyk pałoszacy sie na
morzu jak zorze polarne i swiaty
nieosiągalne kiedys widziałem boga miał
adidasy czasami zblizaja sie takie czasy o
ktorych zapomnienie równa sie z poznaniem
moze nie jestem tworczy ale mam pomysły
moze kiedys któryś wypali
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.