Oddział nie do końca zamknięty..
W mojej szufladzie echo kurz niesie
Rozwiewa po scianach absurdu morze
Błądzę tu codzień, po bezdrzewnym lesie
Nie chcę trwać ciągle w naukowym dworze
Gdzie zawsze odpowiedź zamyka tu nawy
I wszyscy choć patrzą są ślepi i głupi
Usta w niedosycie bezsensownej strawy
A odór okrutny, bezbarwny i trupi
Imiona te same, tak samo też brzmiące
Już patrzeć się boję, już boję się
myśleć
Jak cyfry w szeregu nic nieznaczące
Czy świat to koszmar zdolny mi się
przyśnić?
Ja mam szufladę, mą zbrojną fortecę
W niej armia zaciężna w liliowych
pancerzach
Każdy w dłoni trzyma ołowianą świecę
Stojącą na trzystu ze złota talerzach
Mam piękne ogrody kwitnące nad ranem
Żółcienią się złocą, błyszczą czerwienią
Ślepiec stuletni tego kwiatu panem
Jakimi barwami dla niego się mienią..
Wieczorem zabawia mnie głuchy bajarz
Kleryk ateista modły odprawia
Portrety maluje daltonista malarz
Bez smaku kucharz potrawy przyprawia
I żyłbym tu sobie lat może i tysiąc
Dziekując za ten spokój święty
Zostałbym tutaj do końca, mogę przysiąc
Gdyby nie ta nazwa....oddział zamknięty.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.