Ogórkowa opowieść
Zaczęła się niewinnie, spoglądałem na
stertę zielonych ogórków z rozrzewnieniem,
jakie one barwne w swej zieleninie, po
prostu cudne.
Wracają wspomnienia z z pięknego dnia
ubiegłego roku, ten sam obraz miałem w swym
pożądliwym oku.
Obok marchew bez natki straciła całą swą
krasę, goła, rozebrana na golasa.
To ona będzie towarzyszyła ogórkowi w moim
zachłannym pożądaniu,
Niby nic ogórek marchew może i cebula,
zwyczajni, a gdy się połączy tworzą cuda
Ktoś kto czaruje młode serca mężczyzn
obkłada oczy ogórkami, talarkami, czynią tą
ktoś najpiękniejszą miedzy nami.
Marchew karoten policzki rumieni, twarz tej
ktoś w pąsach, to zawsze dodaje uroku jak
mężczyźnie pod nosem wąsa
Romantyzm w warzywach znany jest od wieków,
ale nikt nie stworzył mikstury, prawie
balsamicznej w treści by po spożyciu
zyskać w wyglądzie która w zwykłych słowach
się nie mieści. W moim rodzie od dziadów i
antenatów począwszy z tych to warzyw
zaczyna się opowieść która się nie
kończy.
Jest w tych warzywach siła potężna, gdy się
je co dnia rankiem spożywa,
Ale nie na surowo, od tak po drodze,
mieszankę się tworzy w tajemnicy wg wskazań
Bożych.
By powstała balsamiczna mikstura trzeba
rękawy zakasać, odejść od wierszy –
odłożyć pióra
Wczoraj w dalekim popołudniem ubrany w
bielone sukno rozpocząłem taniec wiedząc ze
skończę to jutro
Kupiłem tych warzyw w większej ilości, bo
mikstura ma służyć mnie i na poczęstunek
dla gości
Zacząłem prozaicznie, prawie wstydliwie,
obmacywałem warzywa i myłem goliznę
Potem zaczął się proces w których uszy
puchną, krzyków co niemiara od ich
rozbierania
Wióry z ogórków leciały jakby wiatrak je
rozdmuchał wokoło, to samo z marchwią
czerwoną
Potem były one żółciutkie smarkule –
cebule
Tu już nie fruwały jej koszulki, rozebrane
jak niemowlęta biedulki
Wszystkie one w dużym pojemniku leżały i
wzajem do siebie i ze mnie się śmiały
Gdy w moich dłoniach zobaczyły tarkę,
natychmiast przestały
W moich dłoniach zawsze wrzała robota ,
ale z nimi nadeszła mnie jeszcze większa
ochota
Ogórki tarłem na talarki, na przemian
marchew na małe skwarki , dopiekałem im
ogórkom i marchwi płaczliwym płynem,
cebulowym z tarki.
Wymieszałem to, to rękoma, dodawałem po
kolej słonecznikowego oleju, cukru i soli,
zaczynała się uwertura, powstawała
najpiękniejsza na świecie rodzima
mikstura.
Zostawiłem ją w samotności, niech się
połączą jak szkieletu kości
Zapach się rozlegał, po mieszkaniu, za
balkon , nawet na ulicę, odwracali
przechodnie głowę, to mikstury kibice.
Szast, prask bez ceregieli, powsadzałem to
pachnące w słoików gardzieli
By to, to nie pouciekało, każdy słoiczek
dekielek* dostało’
Teraz w tej chwili pocą się w ogromnym
garze, saganie pasteryzują się i tak
zostanie
Nie podąłem receptury bo wiem, ze nie
będzie wam się chciało zrobić to co ja
zrobiłem, ale gdyby ktoś poprosił – podam
numer konta na odpowiednią kwotę –
winien.
A tak na poważnie, to jak długo żyję,
nieprzerwanie raz w roku robię tą miksturę,
i co dzień z pomidorami zjadam i z tego nie
tyję.
Pozdrawiam -Bolesław-slonzok
*dekiel -pokrywka
Komentarze (1)
nie waz ale raz w roku
pozdrawiam serdecznie:)Miłego:)