Opowieść o Bezimiennej miłości :)
Dla Bezimiennego :*
Był to środek lata.Wybijała już prawie
północ.Noc akurat była ciepła,bezchmurna,a
księżyc kłębił wokół siebie lekka
poswiate...
Bezimienna siedziała sama na balkonie.
Łzy ciekły jej po policzku...
Nagle usłyszała jakiś szmer za
sobą.Obruciła się.Za nia stał Bezimienny i
patrzył się na nią.
-Co ty tutaj robisz?-spytała Bezimienna
ocierająć policzek.
-Przyszedłem po ciebie..chiciałem żebys
poszła zemną popatrzyc na niebo i
księżyc-odparł Bezimienny i usiadł obok
niej.
Milczeli.
-Co jest mała?-zapytał.
-Nic..-Odpowiedziała dziewczyna.
-Oj,przeciez widze..przeciesz wież,że mi
możesz powiedzieć wszystko...-pocieszał
Bezimienną.
-Tak..moge...-wydukała do Bezimiennego.
Popatrzyła na niego swoimi czarnymi
oczami,a on odwzajemnił jej spojżenie.
-Bo widzisz...-zaczęła-Bardzo mocno kogoś
kocham..i cierpie z tego powodu.
Bezimienny odwrucił twarz i teraz spoglądał
przed siebie.
-Czy on o tym wie?
-Chyba tak...
Bezimienny obrucił się do
Bezimiennej.Złapał ją za ramiona.Patrzyli
sobie w oczy.
-Wydaje mi się..-powiedział chłopak-że on
tez cie chyba kocha.
Centymetry dzieliły ich od
siebie.Bezimienny przyciągnął dziweczyne do
siebie i lekko musknął jej wargi.Jej czarne
oczy..Odwzaemniła jego gest.Oboje Wtulili
sie w siebie i delikatne muśniecia warg
przechodziły wcoraz odważniejsze.
Bezimienna przytuliła swoją głowe do jego
piersi.Bezimienny gładził ja po
włosach.Nagle dziewczyna wstała.
-Musze ci cos powiedzieć..-Bezimienna
spusciła głowę i zarumieniła się.
Chłopak podniósł ją za brudke i swoimi
równiez czarnymi oczami spoglądał w jej
oczy.
-Bezimienny..ja cie kocham-powiedziała i
znów się do niego przytuliła.
-Wiem..ja tez cie kocham
Bezimienna..-odparł i pocałował ja w
uszko.
Wstali i oboje popatrzyli na widok z
balkonu i razem przytuleni znikneli za
drzwiami balkonu..Razem.
Komentarze (1)
To jest, powiedzialabym, proza, nie wiersz.