Orzeszek - 20
- Romek, to ja. Przyjedź jak najszybciej! -
prosiłam przyjaciela. - Znalazłam na drodze
kota. Nie wiadomo, czy nie ma wewnętrznych
obrażeń - mówiłam nerwowo - Wygląda na to,
że nie może poruszać tylnymi łapkami!
- Jadę do ciebie, Anka! Uspokój się,
proszę. Przecież są z tobą dzieci -
powiedział stanowczo mój przyjaciel.
Zaprowadziłam Malwinkę do łazienki i
umyłam zapłakaną buzię. Potem poszłyśmy do
kuchni. Wstawiłam wodę. Posadziłam
dziewczynkę przy stole. Przygotowałam napar
z kwiatów lipy. Mała zdążyła upić może ze
trzy łyki napoju, gdy do kuchni wpadł
Romek.
- Gdzie jest ten kot?
Wskazałam pokój. Orzeszek nadal klęczał
przy tapczanie. Twarz miał bladą i patrzył
na nas niespokojnie, ale nie odezwał się
ani słowem.
Mój przyjaciel uważnie zbadał
zwierzątko.
- Jest wyziębiony. Zrobię mu teraz
zastrzyk wzmacniający. Myślę, że kotek
przeżyje. Na razie pojedzie na obserwację
do kliniki. Zrobimy prześwietlenie i
sprawdzimy, czy kości są całe -
tłumaczył.
Potem Romek uklęknął obok Orzeszka, a
Malwinkę wziął za rączkę:
- Nie martwcie się tak - zwrócił się do
dzieci. - Jutro możecie odwiedzić
pacjenta.
Gdy Romek odjechał z kociakiem, zrobiłam
dzieciom kolację. Mnie nie chciało się
jeść. Jednak i one nie tknęły jedzenia.
- Roman to bardzo dobry specjalista -
zapewniałam. - Jeśli powiedział, że kotek
przeżyje, to na pewno tak się stanie!
- Ale czy on będzie mógł chodzić? -
zapytała Malwinka.
- Musimy poczekać do jutra. Wtedy się
dowiemy czegoś więcej. Kociątko jest w
dobrych rękach - uspokajałam dziewczynkę,
jak potrafiłam.
- W najlepszych! - zapewnił siostrzyczkę
Orzeszek.
Jednak dzieci były bardzo niespokojnie.
Wcale się temu nie dziwiłam. Ja też nie
mogłam zasnąć. O świcie wstałam, żeby
zadzwonić do Romka. Wiadomości były
pomyślne. Mogłam powiedzieć Malwince i
Orzeszkowi, że paraliż ustępuje. Kociaczek
będzie chodzić.
- Tak się cieszę! - chłopiec był gotów
jechać do lecznicy, choćby zaraz.
Malwinka pytała mnie co chwilę, czy kotek
na pewno wyzdrowieje?
- Pojedziemy do Romka zaraz po śniadaniu -
obiecałam.
Już podczas drogi do kliniki uległam
prośbie dziewczynki:
- Ciociu, niech ciocia weźmie koteczka! On
nie sprawi kłopotu. Jest taki malutki!
- Ty też jesteś malutka - pomyślałam. - A i
Orzeszek nie jest duży. Przyszła mi do
głowy pewna myśl i coś sobie w duchu
obiecałam. Bardzo chciałam tej obietnicy
dotrzymać.
Komentarze (17)
Bardzo mnie interesuje ta myśl, więc nie pozostaje nic
innego jak poczekać na ciąg dalszy.
Pozdrawiam serdecznie :)
Czekam niecierpliwie na dalsze losy dzieci i
zwierzątek. Pozdrawiam serdecznie. Beztroskiego
poniedziałku i całego tygodnia:)