Piątkowe popołudnie
W tym codziennym kołowrocie człowiek może się zapomnieć...
Zatopiony w przepastnej otchłani fotela
Z przymkniętymi powiekami...
Wsłuchuje się w szept ciszy
Minuty odmierzane rytmicznymi uderzeniami
serca
Są dziś jakby dłuższe,
Mam czas... mam dużo czasu...
Dziś, wszystko jest inne, magiczne,
tajemnicze, przyjazne
Sam szept jest cichszy od trzepotu skrzydeł
motyla
Jest błogo, przytulnie, zapadam się
prawie
Lecę ... ale dokąd?
Niezdarnie niczym dziecko zaczynam stąpać
po ścieżce Morfeusza...
Fotel obejmuje mnie, tuli
Jest coraz bardziej przyjacielski...
Poprzez cisze słyszę niewyraźnie...
Urywane pojedyncze słowa, westchnienia,
dźwięki,
Krzątaninę domowników
Ołowiane, niczym wezbrane deszczem chmury,
ciążą mi powieki
Nie mam siły utrzymać ich opadania
Senna otchłań wciąga mnie w swą głębie
Ktoś mówi do mnie ... ale czy do mnie?
Nie, nie bronie się już, odpływam niesiony
na skrzydłach snu
Nagle mózg przeszywa krzyk myśli... niby
grom
Zaspałem, nie zdążę do pracy !
Zrywam senne okowy, odpycham ulubiony
fotel
Poganiany spłoszonymi myślami chcę biec,...
ale dokąd ?!
Przecież dziś jest piątkowe popołudnie
Chłopie wyluzuj !!!
Hmm ... to był ciężki tydzień
Komentarze (1)
Jaro...pieknie, odplynelam w Twe marzenia, luz.... -
brakuje mi Twoich wierszy...gdzie jestes ?