Pięć zmysłów
Szedłem raz łąką przystrojoną w bujne
kwiaty.
Zobaczyłem dwoje młodych w dzikiej
ekstazie.
Obok nich siedział ptak na granitowym
głazie.
Dalej małe dziecko tuliło się w pierś
taty.
Ruszyłem w drogę, ponieważ spieszno mi
było.
Poczułem zapach chleba i świeże
powietrze.
Nagle ujrzałem żebraka w podartym
swetrze.
Powiało chłodem, słońce za chmurą się
skryło.
Podszedłem bliżej, bochen upadł mu pod
nogi,
Ale schwycił go szybko i uciekł przede
mną.
Dzień przeistoczył się w noc głuchą, noc
ciemną.
Całą okolicę utulił spokój błogi.
Ja również zapadłem w mocny sen
kamienny.
Cisza ze spokojem ogarnęła mą duszę.
Zrazu krzyk jak błyskawica rozerwał
głuszę!
Strumień łez przepełnił smutku kielich
bezdenny.
Wstałem, nagle znalazłem się w żałobnym
tłumie.
W deskach trumny płaczący nieśli swe
nadzieje.
Świat umiera i płacze, rodzi się i
śmieje.
Dostrzegam, czuję, słyszę, ale nie
rozumiem.
Komentarze (2)
aby rozumieć nieraz nie trzeba pięciu wystarczy odczuć
subtelną substancją Wiersz jest zdumieniem nad życiem
a to zawsze jest gdy poszukujemy Dobra przypowieść Na
tak Dobrym stylem napisana
H.Ch.A, C.Gozzi i baracia Grimm po trosze z biblijną
przypowieścią.