Powrót
Jak niestałym jest ludzkie życie
Budować ciągle musimy od nowa
Co pozostaje z rozwiniętych myśli,
mięśni
Ile czasu potrzeba, by rozpadła się budowla
życia
jednego człowieka
Ile czasu potrzeba, by rozpadła się
cywilizacja
By o wszystkim co było zapomnieć ?
Spojrzeć w światło i wzrastać od nowa
Wszystko stracić
Poznać smak samotności
By znów móc mieć daleko przed sobą kraty
By powtórzyć cykl narodzin i śmierci
Ta samotność jest wartością
Strach i dreszcz, łzy i ...
Zbudowałem się znowu z niejednorodnych
implantów
Chcę zabić jeszcze raz
Chcę jeszcze znaleźć dziewczynę
Chcę nie chcieć
Chcę chcieć
Odradzam się w palącym wstydzie
Na oczach jęczącej utracjuszki - mojej
dziewczyny
Ze snów o pięknie
Znalazłem ją na łące, gdzie księżyc trwa
Krzyczała, gdy przepływały przez nią
światy
Była przejściem, medium, filtrem
wszechświata
Zielenią wzejdzie moja konkieta
Zrodzi się z tego nasza miłość, moja wiara,
jej wiara
Rejs po pijanemu rzeką wspólnych modlitw
Ostateczne wejście do historii płynącej
W żyłach świata
Życie życiem wszystkich
Bycie zarazem aktorem i reżyserem
W sztuce nieznanej istoty
Która każe nam grać to, co my chcemy
Czym sami nie jesteśmy
Wola, pragnienie, pamięć przodków
Wszystko to co było przetrawimy,
przypomnimy
Każdy romans, każdą śmierć i oczekiwanie
i spełnienie
Przetestujemy się w każdej sytuacji
i ucieczkę i pierwsze zauważone słodkie
spotkanie
i odnalezienie się po latach i rozstanie po
godzinie
i jedzenie wśród swoich i starzenie się
i żal i wstyd i utratę zmysłów i słodycz
pocałunków
i zagubienie w światłach neonów
Babilonu
i wspólne ukrywanie zwłok zabitego, który
stanął
na naszej drodze, linii ognia
i coś, czego jeszcze nie było
Na ten sen nie trzeba czasu, gdyż już się
stał
Musimy tylko odkryć tajemniczy ogród bez
granic
Próchniejących trocin, pniaków zapach
Suche ciepłe legowiska śpiących
szerszeni
Nieuchronność końca przekształca się tu
W zmienność spoczynku
Umieranie można sobie przedstawić
Jako moją istotę wypuszczoną z granic
Jak utratę kontroli i stanie się ogniwem
łańcucha
Który był trochę zagłuszony moim życiem
Ale byłem jego kwiatem
A teraz zwiędłem stając się pleśnią i żerem
i częścią ścian mrowiska i może ziarnem
zasianym
W ziemi, w głowie, w brzuchu
Przodkiem oraz tym który ma nadejść
Teraz mnie nie ma
Nie stała się wielka tragedia
Zgasła świadomość Nie stała się wielka
tragedia
Komentarze (1)
hmmm....Belamonte Ty to potrafisz przyciagnąc swoim
tekstem...fantastyka a ja tak czytam i widze zamiast
fantastyki smo zycie...ale to ja...pozdrawiam Cie
serdecznie