Powszedni
kiedy się roznosił
winny zapach drożdży
a w kącie przy piecu stała wielka dzieża
ręcznie wyrobiony
w koszyczkach ze słomy
w pękatych bochenkach chleb na stole
leżał
w sabatnika gardło
drewnianą łopatą
układany równo na rozgrzanych cegłach
starannie i z troską
pokrapiany wodą
by chrupiąca skórka zbytnio się nie
spiekła
każdy nowy bochen
naznaczony nożem
należny szacunek wzbudzał krzyża znakiem
wzdycham gdy z torebki
biorę nasz powszedni
żaden nie smakuje już tak i nie pachnie
Komentarze (5)
Zapachniało :)
tak, trudno teraz o prawdziwy, dobry, nasz, swojski
chleb... dziekuję za wspomnienia :-)
Piękne, pachnące wspomnienie. Pozdrawiam.
chyba /dzieża/ literka z uciekła
Wiele lat temu taki wypiekała moja Ciocia Basia :)
Brawo za wiersz! :)