Propheta falsus in templo
Upadły Anioł u progu świątyni
Wokoło prochu stosy rozwiane,
Odrzucił Boga by służyć bogini
I teraz zostały mu skrzydła złamane.
Kielich już pusty, krew szatę splamiła
A ciało nieskłonne podnieść się z bruku,
Rzucona upada winogron kiść zgniła
Ideał na miejscu już późny mój wnuku.
Ciemność i pustka wichrem przygnała
Organy podmuchem silnie smagane
Nucą melodię pochwalną dla Pana
Gdy ciało na krzyżu włócznią jest rwane.
Przychodzi z jabłkiem trzymany w swych
dłoniach
"Bogini" pochyla przed ciałem się męża
Ściąga koronę tkwiącą mu w skroniach
I karmi darem zyskanym od węża.
Wraca on siły mu z kęsem kolejnym
I oczy znowuż blaskiem mu płoną
Z wdzięczności bogini już tylko jest
wierny
A uzdrowienie to ceną ma słoną
Lecz usta jej słodkie i uścisk gorący
Namiastką miłości nigdy nieznanej
Sumienia tłumią krzyk głośny i grzmiący
I nie chcą pamiętać przysięgi złamanej.
Albowiem ta dłoń co naprzód prowadzi,
Co życie przywraca i łzy ociera
Blizny na plecach kojąco tak gładzi
Na plecach, na których skrzydeł już nie
ma...

Stantia


Komentarze (3)
Wszedłem w ten nastrój.
Nie wiem niestety, co z bohaterem utworu.
Czy dobrze mu?
Czy też źle?
Pozdrawiam
Mnie osobiście rażą liczne rymy częstochowskie. Ale
proszę się nie zrażać i dalej pisać.
Doceniam, do mnie nie trafia. Wiem, że znajdzie grono
miłośników.