Przebudzenie
Obudziłam się w pierzastej pościeli
Jeszcze pachnąc słodyczy nocą
Promień słońca po ziemi się ścieli
Łąka błyszczy poranną rosą
Wzrok już prawie mam całkiem przytomny
Rozumowi rozkosz obrzydła
Nogi z chmury spuściłam bym mogła
Rozprostować pogniecione skrzydła
Każde pióro ma ślad pocałunku
Całe ciało przeciągam powoli
Palce błądzą szukając ratunku
Twego ciała słodkiej niewoli
I przytomnieć bym chciała i nie chcę
Noc mnie jeszcze woła do siebie
Dzień mnie kusi słonecznym blaskiem
Lecz chce zostać we własnym niebie
Komentarze (1)
uśmiech...to połowa pocałunku...a śmiech przez łzy????
gdy spływały mi po policzkach???
dziekuje ci za ta chwile....tu i teraz....choc nie dla
mnie i nie o mnie był ten wiersz:)