Przedświąteczne rozważania
Jak zabijałem karpia na święta,
to w oczy zajrzał mi biedaczyna,
mówiąc spokojnie człecze pamiętaj,
twoja wybije także godzina.
Poczujesz topór nad swoją głową,
śmierć bezlitosne wyciągnie dłonie
wspomnisz mówionym przez karpia słowom,
kiedy nadejdzie udręki koniec.
Nóż mi wyśliznął się z mokrej dłoni,
nogi ugięły zdjęte żałością,
jam jest mordercą, niech Bóg obroni,
przed ,co nastąpić może ,podłością.
Łzy roniąc szczere żalem natchniony,
wziąłem ja karpia z wanny na ręce,
szepcząc mu w skrzela, bądź uwolniony,
nie wchodź mi w drogę już rybo więcej.
Święta opędzę jakąś konserwą,
w końcu nie muszę się suto gościć,
ważne by spokój dać swoim nerwom,
braci zaś mniejszej dużo radości.
Komentarze (2)
Pięknie, refleksyjnie i na czasie, chyba zostanę
wegetarianką, bo też nie chce mi przejść przez gardło
wiele potraw, kiedy myśli biegną o ich cierpieniu.
Wrażliwość to piękna cech, szkoda, że nie umiem na
swej drodze spotkać kogoś takiego jak Ty, cieplutko
pozdrawiam z deszczowego Śląska :)))
wrażliwy do bólu trzeba było dzwonić ja bym
zabiła:):)Wesołych :)